31 stycznia 2018

"Martwy błękit" Krzysztof Bochus Christian Abell i kryminalna zagadka ze sztuką w tle

Tytuł: „Martwy błękit”
Autor: Krzysztof Bochus
Wydawnictwo: Muza
Forma książki: ebook
Seria: Christian Abell (2)


fot. Radek Denisiuk


Praca w policji była jego zbroją. Sport i zainteresowanie sztuką – wentylem zapewniającym dopływ świeżego powietrza, nieskażonego odorem zbrodni i występku, którym oddychał od lat. Kto zna tego ciekawego osobnika? Mowa oczywiście o radcy kryminalnym Christianie Abellu, który na kartach „Martwego błękitu” ponownie mierzy się z kryminalną szaradą i wytęża umysł, aby rozwikłać skomplikowaną zagadkę.

Sopot, 1933 rok. Znaleziono zwłoki szanowanego, zamożnego członka sopockiej społeczności Saula Rottenberga. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Za to zupełnie inaczej wygląda sprawa z kolejnymi zwłokami. W tym przypadku ewidentnie doszło do okrutnego zabójstwa. Wnikliwy i arogancki Abell węszy jak najlepszy policyjny nos. O dziwo pojawia się sporo nitek i tropów, którymi można podążyć. Dzięki nim razem z radcą wnikamy w świat Kabały, sztuki i malarstwa, ocieramy się o szemrane interesy i uczestniczymy w zakulisowych, politycznych zagrywkach.

Zachwycił mnie niesamowity klimat międzywojennego Sopotu i Wolnego Miasta Gdańska. Czytając miałam poczucie, jakbym tam była, widziała opisywane miejsca, razem z bohaterami smakowała ówczesnych rarytasów. Poza tym w „Martwym błękicie” widać ogrom wykonanej przez Autora pracy, dzięki której w sposób drobiazgowy przybliżona jest Kabała oraz dzieła znanych malarzy. Dla osób mających szeroką wiedzę z historii sztuki i pasjonatów malarstwa powinna to być nie lada gratka. Ja w tych momentach łapałam chwilę oddechu, by po chwili zostać ponownie porwaną przez wartką akcję.

Postać inteligentnego i interesującego śledczego, zagadka, podrzucanie mylnych tropów, niepowtarzalny klimat i oddanie kolorytu epoki sprawiły, że „Martwy błękit” czyta się z wielkim zainteresowaniem.

Kryminały w klimacie retro nie są moim ulubionym gatunkiem, ale sięgając po serię Krzysztofa Bochusa, mam poczucie, że jest to coś dobrego, rzetelnego, dopracowanego i klimatycznego. Kombinacja kryminału, historycznych miejsc i wydarzeń daje bardzo ciekawy efekt. Polecam!

PS Pierwszym kryminałem w serii z Christianem Abellem jest „Czarny manuskrypt”, który również polecam Waszej uwadze.

Ocena: 5/6

28 stycznia 2018

"Inni niż my" Tommi Kinnunen Wspaniała kontynuacja "Czterech Dróg"

Tytuł: „Inni niż my”
Autor: Tommi Kinnunen
Wydawnictwo: W.A.B.
Tłumaczył: Sebastian Musielak
Forma książki: ebook
Gatunek: literatura współczesna
Seria: Cztery drogi (2)


fot. Radek Denisiuk


Jeśli natraficie na „Inni niż my” Tommiego Kinnunena, to zanim zaczniecie czytać, sięgnijcie po „Cztery Drogi” tego samego autora, gdyż razem tworzą spójną całość. Przewrotnie - po co czytać 50% wspaniałej prozy, skoro można przeczytać 100%?

Ta rodzina nawet na talię kart się nie nadaje, same Czarne Piotrusie.

Inni niż my” to kontynuacja losów fińskiej rodziny z niewielkiej miejscowości. Jak w pierwszej części poznawaliśmy niemal wszystkich domowników „domiszcza”, tak w drugiej towarzyszymy gównie Helenie i Tuomasowi.

W dzieciństwie byłam tak, kurwa, dzielna i grzeczna, że teraz, na starość, już nie mam na to siły.

Nie napiszę dlaczego Helena jest wyjątkowa, żeby nie pozbawiać Was przyjemności odkrywania tajemnic bohaterów. Zdradzę tylko, że autor dał Helenie niezwykłą umiejętność – czucia i rozumienia muzyki. Fragment, kiedy to Helena była muzyką na długo zostanie w mojej pamięci.

Jest spietranym wróbelkiem, który staje na głowie, żeby tak urządzić sobie życie, by rodzina i znajomi nigdy się nie spotkali. Jest tłukiem spod ściany, który nie ma żadnego pomysłu na życie, więc stoi jak bałwan przy barze i się zapija, aż w końcu zgarnia go jakiś dziadek. (…) Tuomas rozpoznaje siebie w każdym i nie rozpoznaje w żadnym. Jest nim i nie jest.

Tuomas szuka akceptacji. Pragnie współbyć.

Konstrukcja „Innych niż my” różni się od tej, którą poznaliśmy w „Czterech Drogach”. Poza tym nazwy rozdziałów to tytuły, fragmenty, urywki eurowizyjnych piosenek. W polskim przekładzie Sebastian Musielak wybrał te z naszego, polskiego podwórka. Iście mistrzowskie posunięcie. A treść? Co tu dużo pisać – kapitalna. Kinnunen naprawdę potrafi wchodzić w nas i poruszać różne struny naszej wrażliwości. I jeszcze raz podkreślę (zrobiłam to już przy okazji opinii o „Czterech Drogach”) - to jest powieść do smakowania i wczytywania się.

Podsumowaniem niech będzie ten wyjątkowy cytat z książki. A do przeczytania obydwu powieści Kinnunena serdecznie Was zachęcam!

Życie nie jest niekończącą się walką o wszystko, a jutro nigdy nie jest wierną kopią wczoraj. Trzeba umieć je rozróżniać i oddzielać od siebie jak piątek od świątku. Nigdy nie staraj się być taki czy inny tylko dlatego, że ktoś od ciebie tego oczekuje. Musisz się podobać wyłącznie sobie i nikomu innemu. I pamiętaj, że nawet jeśli nie wszystkie historie ludzkie to historie miłosne, to wcale nie znaczy, że są to historie bez happy endu.

Ocena: 5,5/6
Forma: ebook

PS Dlaczego 5,5 a nie 6? W „Czterech Drogach” - którym dałam 6 – szalenie spodobał mi się pomysł ułożenia fabuły, te przeskoki w historiach i czasie. W „Innych niż my” tego nie było. W sumie i dobrze, bo po co powielać schemat. Czyli to 0,5 to był ten efekt „wow!”.

PS2 Nie potrafię pisząc tę opinię, nie odbiegać myślami o tym co się stało na Nanga Parbat. Himalaiści są inni niż my.

26 stycznia 2018

"Cztery Drogi" Tommi Kinnunen Niezwykła podróż do odległej Finlandii

Tytuł: „Cztery Drogi”
Autor: Tommi Kinnunen
Wydawnictwo: W.A.B.
Tłumaczył: Sebastian Musielak
Forma książki: ebook
Gatunek: literatura współczesna
Seria: Cztery drogi (1)


fot. Radek Denisiuk


Nigdy nie trafiłabym na „Cztery Drogi” fińskiego pisarza Tommiego Kinnunena, gdyby nie moje znajome i ich bardzo pozytywne komentarze na temat książki. Nie trafiłabym, bo ani ta książka nie miała kampanii promocyjnej (a jeśli miała, to ja w ogóle jej nie dostrzegłam), książka jest pisarskim debiutem i jest z gatunku, którego nie śledzę na bieżąco (w przeciwieństwie do kryminałów, czy thrillerów, gdzie jednak trzymam rękę na pulsie).

Powieść zrobiła na mnie niesamowite wrażenie z kilku powodów. Przede wszystkim jest zwyczajna i jednocześnie niezwykła. Opowiada o losach wielopokoleniowej rodziny na przestrzeni stu lat w niecodzienny i nowatorski sposób. Wchodzimy i dotykamy ich losów tak wyrywkowo, fragmentarycznie, na chwilkę, ale na tyle długo, że nie jest to tylko mrugnięcie okiem. Możemy poczuć atmosferę miejsca, sytuacji i przeżyć z bohaterami tę jedną, wyjątkową chwilę. Sposób narracji sprawa, że jest to książka-zagadka. Zaczynając każdy kolejny rozdział nie wiemy w jakim etapie życia Marii – położnej z powołania, Lahji – jej córki fotografki, Onniego – zięcia, który cały czas bije się z myślami, co zrobił w życiu źle, Anny, Johannesa i Heleny – wnucząt Marii, znajdziemy się.

To jest książka do smakowania, wczytywania się, chłonięcia każdej jednej historii. Nie pamiętam kiedy, po przeczytaniu powieści wróciłam do jej pierwszego rozdziału i przeczytałam go ponownie. A tak właśnie zrobiłam po ostatniej kropce „Czterech Dróg”.

Ta książka jest bardzo klimatyczna. Autor wykazał się nie lada kunsztem przedstawiając małą finlandzką społeczność, zwykłych ludzi i ich skomplikowane relacje, walki jakie toczyli sami ze sobą, w tak pasjonujący sposób.

Każdy siedział na brzegu swojego łóżka, nasłuchiwał ostrożnych kroków w innych pomieszczeniach i czekał, aż ktoś do niego zapuka. Wejdzie do środka, przysiądzie i spyta, jak mu minął dzień. Ale nikt nikogo nie odwiedzał i o nic nie pytał, wszyscy żyli jak więźniowie za zamkniętymi i na wszelki wypadek cicho domykanymi drzwiami.

Co ciekawe nazwy rozdziałów, to nazwy ulic. W oryginale, są to nazwy ulic w fińskim Kuusamo. Tłumacze mieli spore wyzwanie i aby nadać nazewnictwu sens, Sebastian Musielak przełożył na takie, które wydawały się możliwe w polskich realiach. Naprawę kawał dobrej roboty.

Książka daje mnóstwo emocji, a to sprawia, że chce się jeszcze, że chce się więcej. Autor umożliwia nam to w kolejnej książce pt.: „Inni niż my”. Bardzo się cieszę, że proza Kinnunena została przede mną odkryta, bo przez swą niebanalność, wirtuozerię w ukazywaniu ludzkich uczuć, postaw życiowych i filozofii, pokazał, że można inaczej pisać o zwykłym człowieku. Bardzo polecam!

Ocena: 6/6

23 stycznia 2018

"Kredziarz" C.J. Tudor Palec pod budkę, bo za minutkę...

Tytuł: „Kredziarz”
Autor: C.J. Tudor
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tłumaczył: Piotr Kaliński
Forma książki: papierowa, dostępna również w formie ebooka; egzemplarz recenzencki
Gatunek: thriller
Premiera: 28 luty 2018


fot. Radek Denisiuk


Palec pod budkę, bo za minutkę budka się zamyka...
Samemu jest nudno. Z koleżankami i kolegami z podwórka jest o wiele ciekawiej. W małych głowach zwykle rodzą się mniej lub bardziej szalone pomysły. Są sekrety, tajemnice, zabawy, które niekoniecznie spodobałyby się rodzicom, ale przede wszystkim zapuszczanie się w nieznane dotychczas rejony. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic!

Chyba już czas na prawdziwą podróż w przeszłość. Ale tym razem nie do słonecznej krainy przyjemnych wspomnień. Tym razem powinienem się wybrać mroczną ścieżką, zarośniętą plątaniną kłamstw i tajemnic, pełną głębokich dołów przysypanych liśćmi. Drogą oznaczoną kredowymi rysunkami.

Ed dostaje kopertę, a w niej rysunek „wisielca” i kawałek ukruszonej kredy. Wspomnienia odżywają. Ed rozpoczyna podróż do przeszłości, do czasów beztroskich zabaw z grupą przyjaciół, ale też okresu wakacji i wydarzeń, które odcisnęły się na nich jak nieusuwalne piętno.

Lubiliście się bawić w podchody? Genialna zabawa. Wystarczy kawałek kredy, szybkie nogi, dobry pomysł i można się zaszyć w kryjówce czekając na współtowarzyszy zabawy. Ale z punktu widzenia szukającego, to dopiero frajda. Wskazówki, strzałki, łamanie sobie głowy i w końcu … jest! Kumpel zostaje znaleziony.
Eddie, Gruby Gave, Mickey Metal, Hoppo i Nicky też wymyślili niezłą zabawę, czyli znany tylko im kod, dzięki któremu porozumiewali się rysując kolorowe rysunki za pomocą kredy. Super sprawa, jednak do czasu, gdy kredowe rysunki doprowadziły ich do zwłok dziewczynki...
A trzydzieści lat później ktoś wznowił zabawę...

Kredziarz” to: niesamowity klimat, którego nie powstydziłby się mistrz grozy Stephen King, zagadka, która została skonstruowana z iście zegarmistrzowską precyzją (medal dla tego, który odkrył winnego jeszcze przed jego ujawnieniem) i język, który iskrzy wtedy kiedy trzeba, przez co dodaje całości kapitalnego szlifu.

Życie, to jeden długi ciąg takich „powinienem był”, które rozbijają się o siebie i tworzą wielką miazgę niezaleczonych żalów.

A wiecie co zrobiło na mnie największe wrażenie i wgniotło mnie w fotel? Zakończenie. Cymesik.

Czy akcja marketingowa jest w stanie nadmuchać „balon” do momentu, kiedy wygląda pięknie, okazale, wszyscy go podziwiają i chcą go mieć? Jasne. Może też sprawić, że granica zostanie przekroczona, balon pęknie i zostaną strzępy, albo uleci z niego powietrze i będzie zwykłym, wątpliwej urody, obślinionym flaczkiem. Po raz pierwszy wzięłam udział w promocji książki i przeczytałam ją jeszcze przed oficjalną premierą. Och, jak ja się obawiałam co dostanę, co przeczytam a przede wszystkim czy mi się spodoba. Jeśli będzie kicha, to co ja napiszę? A pisać będę tylko i wyłącznie prawdę. I wiecie co? „Kredziarz” C. J. Tudor jest świetny! Nie żałuję ani minuty i cieszę się, że wpadł w moje ręce. Bardzo polecam go entuzjastom klimatycznych thrillerów – nie będziecie ziewać. A dodatkowo bardzo Wam zazdroszczę tego „opadu szczęki” w końcówce powieści!

Ocena: 5,5/6

21 stycznia 2018

"Cienie" Wojciech Chmielarz Jakub Mortka znowu w akcji!

Tytuł: „Cienie”
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Marginesy
Forma książki: ebook
Gatunek: kryminał
Seria: Jakub Mortka (5)


fot. Radek Denisiuk


Ktoś zapyta – wymień jednego z ulubionych polskich kryminalistów? Odpowiem - Wojciech Chmielarz. A seria? Ta z komisarzem Mortką. Skoro tak, to nie mogłam długo czekać, ba! w ogóle nie czekałam, tylko kupiłam w dniu premiery najnowszą powieść pt.: „Cienie” i zaczęłam czytać. I wiecie co? Chmielarz miażdży, pisze rewelacyjnie i nadal będę Jego wierną czytelniczką.

Sceną otwarcia jest miejsce morderstwa dwóch, znanych policji kobiet, gdyż jedna jest konkubiną, a druga córką znanego gangstera. „Smaczku” dodaje fakt, iż zostały zastrzelone ze służbowej broni podkomisarza Kochana, a on sam … zniknął.
Komisarz Mortka szuka Kochana, a aspirantka Suchocka próbuje odnaleźć sprawców gwałtu na młodym chłopaku. Tropy prowadzą zarówno w rejony opanowane przez gangsterów jak i znanych lobbystów-biznesmenów. Czy uda im się rozwikłać wszystkie zagadki i odkryć piętrzące się niewiadome?

Myślę, że Mortka mógłby być mistrzem tangramu. To co zaserwował mu Autor w „Cieniach” zakrawa o sadyzm. W umiejętny sposób potrafi szukać, drążyć, dociekać, łączyć fakty, a do tego jest niezmordowany i bardzo wytrwały.
Sucha” również bardzo pozytywnie zaskakuje. A poza tym w tej części poznajemy jej inne, nowe, bardzo ciekawe oblicze. Razem stworzyli świetny duet, który rzucił cień na kilka niewyjaśnionych dotąd spraw.

Cienie” są piątym kryminałem z Jakubem Mortką i chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pióro Autora poznać właśnie przy okazji tej książki, to ja serdecznie zachęcam do sięgnięcia po poprzednie Jego książki („Podpalacz”, „Farma lalek”, „Przejęcie”, „Osiedle marzeń”). Dlaczego macie mieć mniej przyjemności, skoro takie porywające historie czekają na przeczytanie?

Co mnie ciągnie do kryminałów Chmielarza? Akcja, która nie zwalnia, kapitalna narracja, zawiłości fabuły, które nie nużą, a wręcz przeciwnie – chcemy szybko przeczytać, żeby natychmiast wiedzieć kto, jak i dlaczego. A na końcu? Siedzę i myślę... i czekam na kolejną książkę!

PS Książki Chmielarza, to nie są historie typu „zabili go i uciekł” - co sobie bardzo cenię, ale w „Cieniach” były dwie sytuacje, które spowodowały moje duże zdziwienie, czy aby na pewno jest to realne. Kto jeszcze tak miał? Zapraszam do dyskusji i wymiany poglądów :-)

Ocena: 5,5/6

19 stycznia 2018

"Mgła" Marcin Ciszewski Solidna porcja męskiego political fiction

Tytuł: „Mgła”
Autor: Marcin Ciszewski
Wydawnictwo: WARBOOK Sp. z o.o.
Forma książki: audiobook; czyta Jarosław Łukomski
Gatunek: sensacja
Seria: Jakub Tyszkiewicz (4)


fot. Radek Denisiuk


Był „Mróz”, „Upał”, „Wiatr”, przyszła kolej na „Mgłę” (w wersji audiobooka). I wydaje się, że to jeszcze nie koniec. Świetnie, bo ja serię Marcina Ciszewskiego z Jakubem Tyszkiewiczem i kolegami z Biura Zwalczania Terroryzmu CBŚ kupuję w całości.

Prawie trzy i pół roku kazał nam Autor czekać na kolejną powieść i dlatego miałam obawy, czy, albo właściwiej jest napisać, jak szybko zaiskrzy i czy wsiąknę w atmosferę wzajemnych relacji, układów, zakulisowych rozmów polskich władz i rządowych instytucji. Obawy były przesadne. Raz, dwa odnalazłam się w fabule, a Tyszkiewicza, Krzeptowskiego, Olbrychta i innych powitałam z wielką przyjemnością.

W stolicy kraju dużo się dzieje. Nadchodzi nowa władza. Ten stan rzeczy z pewnością przyniesie roszady na wielu stanowiskach, pociągnie za sobą nowe rozdania, utworzą się nowe układy. Świat polityki i biznesu czeka rewolucja. Świat przestępczy również nie próżnuje. Dwóch terrorystów z Bliskiego Wschodu zostaje zatrzymanych pod zarzutem planowania zamachu na terenie Warszawy. Także w przestrzeni powietrznej nie ma spokoju. Podczas lądowania, na Okęciu rozbija się samolot z ministrem Federacji Rosyjskiej na pokładzie. A to wszystko otula, gęsta, nieprzenikniona mgła...

Audiobooka wysłuchałam w bardzo dobrej interpretacji Jarosława Łukomskiego. O tak, lubię męskie głosy! A gdy jeszcze czytają bardzo dobrą, solidną, szorstka, męską literaturę, to czas spędzony z książką na pewno nie jest zmarnowanym, a wręcz jest czystą przyjemnością.
Mgła” jest kolejną, bardzo dobrą powieścią Ciszewskiego, który potrafi zainteresować i przyciągnąć nie tylko entuzjastów sensacyjnych historii i political fiction. Po pierwszą książkę serii, czyli „Mróz”, sięgnęłam przez przypadek, to znaczy w ogóle nie miałam jej w planach. Tak mnie porwała, że przygoda z Ciszewskim trwa niezmiennie od kilku lat. Teraz czekam na „Deszcz” i mam nadzieję, że Autor podkręci tempo pisania i nie każe czekać trzech lat ;-)

Ocena: 5/6

17 stycznia 2018

"Biały oleander" Jane Fitch O samotnym dojrzewaniu i toksycznych relacjach z matką

Tytuł: „Biały oleander”
Autor: Jane Fitch
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczył: Tomasz Bieroń
Forma książki: papierowa
Gatunek: literatura współczesna


fot. Radek Denisiuk


Oleandry potrafią przeżyć w każdych warunkach, wytrzymują upał, suszę, zaniedbanie, i wypuszczają tysiące woskowatych kwiatów. Więc po co im trucizna? Nie mogłyby po prostu być gorzkie? Przecież nie zjadają tego, co zabiją, jak grzechotnik. Wygotowała, destylowała truciznę jak swoją nienawiść.

Ingrid Magnussen, więźniarka W99235, za otrucie swojego kochanka zostaje osadzona w Kalifornijskim Zakładzie Karnym dla Kobiet. Poza murami więzienia zostawia dwunastoletnią córkę Astrid. Samą. Samotną. Bez żadnej rodziny.
Astrid przeżywa dramat. Przez kilka lat wielokrotnie zmienia rodziny zastępcze. Jedne są lepsze, dające nadzieję, inne gorsze, nierzadko straszne, również patologiczne. Życia uczy się sama. Od znajomych, otoczenia, współlokatorów. Niejednokrotnie musi się sparzyć, żeby wyciągnąć właściwe wnioski. Jest jak gąbka, która wszystko chłonie - dobro, jak i zło.

Nosiłam je w sobie, wyrzeźbiona wszystkimi dłońmi, przez które przeszłam, niedbale lub z miłością, to nie miało znaczenia.

Co to za życie kształtowane metodą prób i błędów, bez miłości, ciepła, bliskiej osoby? Astrid utrzymuje kontakt z matką, jednak jest on szalenie trudny, bolesny i skomplikowany.

Światowy bestseller 1999 roku – ponad milion sprzedanych egzemplarzy w ciągu sześciu miesięcy” - taką notkę znajdziemy na wydaniu książki z 2001 roku. Gdybym wtedy wiedziała o istnieniu tej książki, to na pewno poprawiłabym statystyki sprzedaży. „Biały oleander”, pomimo ciężkiego tematu, niełatwej, smutnej historii jest kapitalną książką. Piękny język, świetne porównania i przede wszystkim sama konstrukcja powieści – kolejna zmiana rodziny zastępczej, to jak wkraczanie w nowy świat, nowe otoczenie, ale z tą samą, poturbowaną przez życie dziewczyną – sprawiają, że nie chce się książki odkładać. Historia w nas wsiąka, a my oddajemy się historii.

Nie odwracaj kamieni, jeśli nie chcesz zobaczyć bladych stworzeń które pod nimi mieszkają.

Tą książką się żyje, tę książkę się przeżywa. Fragmenty, w których poznajemy relacje matki i córki, poprzez ich spotkania, korespondencję przyprawiały mnie o dreszcze, wyzwalały złość i bunt. Chciałam wrzeszczeć!

Cudownie niebanalna, prawdziwa, pełna emocji, napisana z rozmachem i ogromną wrażliwością. Serdecznie polecam!

PS Najnowsze wydanie ma "filmową" okładkę i zostało wydane przez Wydawnictwo Świat Książki

Ocena: 6/6

15 stycznia 2018

"Złodziej cieni" Marc Levy Piękna opowieść o przyjaźni, miłości i marzeniach

Tytuł: „Złodziej cieni”
Autor: Marc Levy
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczył: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Forma książki: ebook
Gatunek: literatura obyczajowa


fot. Radek Denisiuk


Widzisz, miłość najbardziej potrzebuje wyobraźni. Każdy musi tworzyć drugiego całą mocą swej wyobraźni, ze wszystkich sił, nie oddając rzeczywistości ani skrawka ziemi; i nie ma nic równie pięknego, jak spotkanie dwóch wyobraźni” /Romain Gary/

Książka, która zaczyna się cytatem Autora „Życia przed sobą” musi być niezwykła.
Wyobraźcie sobie coś co daje ciepło, spokój, ukojenie, rozgrzewa duszę. Co z jednej strony jest lekkie jak unoszący się z wiatrem latawiec, ale też musi pokonać wiele, żeby taki stan osiągnąć. Taka właśnie jest historia chłopca, który na pewnym etapie swojego życia dostrzega, że potrafi poznać najskrytsze bolączki, obawy, strachy i marzenia otaczających go ludzi poprzez rozmowę z ich cieniami. Mając taki dar pomaga innym, ale często, jak to w życiu bywa, tak naprawdę najtrudniej jest pomóc samemu sobie.

Marc Levy w niesamowicie plastyczny i piękny sposób pisze o dziecięcych troskach i smutkach związanych z odejściem jednego z rodziców, o matczynej miłości, przyjaźni, dążeniu do szczęścia i realizacji marzeń. Przypuszczam, że mężczyźni rzadziej niż kobiety podejmują się takich tematów, a Autor sprostał temu zadaniu i stworzył niebanalną historię. Nie jest ckliwa, ani przesłodzona. Jest słodko-gorzka.

Są takie drobne sprawy, które pozostawiamy za sobą, okruchy życia zakotwiczone w pyle czasu. Możemy się starać je ignorować, ale te drobiazgi, jeśli je ze sobą połączyć, tworzą łańcuch, którym jesteśmy przykuci do przeszłości.

Złodziej cieni” jest jedną z takich książek, której fabuła prawdopodobnie z upływem czasu wyblaknie, ale jest też książką, z którą wspaniale mija czas, dostarcza wielu emocji, wzruszeń i refleksji. Jest jak ciepły koc w mroźne dni. Polecam!

Ocena: 5,5/6

12 stycznia 2018

"Księga Diny" Herbjørg Wassmo Mocna, surowa, dzika!

Tytuł: „Księga Diny”
Autor: Herbjørg Wassmo
Wydawnictwo: Smak Słowa
Tłumaczył: Ewa Partyga
Forma książki: ebook
Gatunek: literatura współczesna
Seria: Dina (1)


fot. Radek Denisiuk

Czasami tak jest, że książka przeleży się, zakurzy, zostanie niemal zapomniana. Z ebookiem jest to jeszcze bardziej prawdopodobne, gdyż jest tylko elektronicznym zapisem podobnym do dziesiątków innych, nie woła do nas z półki, nie przestawiamy go w trakcie „wiosennych porządków”. Cierpliwie czeka na swój czas, na ten moment, kiedy po niego sięgnę i albo to będzie strzał w dziesiątkę, albo … niekoniecznie.
Księga Diny” była jedną z takich zapomnianych przeze mnie książek. Przeczytałam kilka początkowych stron i konsternacja – czy to jest naprawdę ta powieść, która zbiera bardzo dobre oceny? Jako, że nie należę do osób, które szybko się zniechęcają, kontynuowałam czytanie i … przepadłam! Kapitalna, skandynawska, surowa, monochromatyczna powieść!

W tej książce wszystko jest inne. Tu nie ma półśrodków, miękkich, wyrafinowanych zachowań, ale dzikie, nieokiełznane, szalone, odważne i namiętne. A wszystko to dzięki kreacji głównej bohaterki Diny, która jest centrum powieści, wokół którego wszystko się kręci. Jako mała dziewczynka Dina przeżywa rodzinną tragedią mającą znamienny wpływ na jej dalsze życie. Sprawia, że wkłada na siebie pancerz, przez który tylko nieliczni będą mogli się przebić.
Po skończonej lekturze stwierdzam, że główna bohaterka przypominała mi Sygrydę Storrådę (Świętosławę) z powieści Elżbiety Cherezińskiej, dumną i bezkompromisową. To ona dyktuje warunki. Dodatkowo Dina jawi się jako ekscentryczka, dzikuska, dziwaczka, ale też i osoba, która dba o prawdę i bezinteresownie ofiarowuje swoją pomoc.

Istniała po to, aby posiadać i nie być w niczyim posiadaniu.

W książce Wassmo można zachwycić się nie tylko kreacją postaci, ale również dziką przyrodą i przedstawieniem surowego, ciężkiego życia w XIX wiecznej Norwegii. Mała społeczność, niewielka rodzina, a tyle się tam dzieje.


Czytając „Księgę Diny” miałam wrażenie, że przenoszę się do innego wymiaru, do innego świata, w którym nie ma kolorów, ale za to jest muzyka i szum fal uderzających o skaliste wybrzeża.

Zarówno powieść jak i Dina mają mnóstwo twarzy i serdecznie zachęcam Wam do ich poznania. Ciekawa jestem, czy staniecie się jej fanami, czy też … niekoniecznie. Ja na pewno sięgnę po kolejną część serii pt.: „Syn szczęścia”.

Ocena: 6/6

10 stycznia 2018

"Prawiek i inne czasy" Olga Tokarczuk Niebywałe, metafizyczne spotkanie z człowiekiem i przyrodą

Tytuł: „Prawiek i inne czasy”
Autor: Olga Tokarczuk
Wydawnictwo: Literackie
Forma książki: audiobook; czyta Maja Ostaszewska
Gatunek: literatura współczesna


fot. Radek Denisiuk


Czułam się, jakbym mierzyła się z kolosem, dziełem monumentalnym, powieścią, do opisania której jestem … za mało kompetentna. Aż się prosi, żeby o Prawieku napisać pięknie, wyrafinowanie, górnolotnie, bo ta książka na to zasługuje. Jako, że nie potrafię, to przekazuję kilka słów, wrażeń na gorąco.

Prawiek, to mała miejscowość w centralnej Polsce, w okolicach Kielc. To dom dla kilku pokoleniowej rodziny. W ciągu kilkudziesięciu lat, gdy wokół trwa zawierucha, życie idzie do przodu, wszystko się zmienia, w Prawieku jest jak w zakurzonym skansenie.

Tokarczuk opowiada o życiu ludzi, przyrody, zwierząt, o ich współzależności i przenikaniu się. Robi to w sposób metafizyczny i niezwyczajny, chociaż to o czym pisze jest takie naturalne, przyziemne, ludzkie. Niebywałe!
Ogromne wrażenie wywarła na mnie kreacja Izydora. Jego samotność, życie w odosobnieniu, w swoim świecie. Jego dążenie do szczęścia, rozwijające się uczucie pojmowane na swój, jedyny sposób.
I zakończenie... Było jak uderzenie, jak wstrząs! Wzbudziło mnóstwo refleksji i niemal zmusiło do wyciągnięcia wniosków.

Powieści wysłuchałam. Czytała Maja Ostaszewska, która wspaniale wczuła się w rolę i słychać było, że powieść ją przeniknęła i żyje tym co czyta. Na pewno do Prawieku jeszcze kiedyś wrócę, ale tym razem czytając wydanie papierowe, żeby móc kartkować, wybierać w sposób losowy fragmenty historii i się w nich zaczytywać. Myślę, że ponowna lektura odkryje przede mną nowe emocje.

Prawiek i inne czasy” polecam szczególnie tym, którzy nie znają twórczości Olgi Tokarczuk, chcieliby ją poznać i nie wiedzą od której powieści Autorki zacząć. Prawiek jest Jej wspaniałą wizytówką.

Ocena: 5,5/6

8 stycznia 2018

"Nocny film" Marisha Pessl Kawał dobrego, mrocznego thrillera

Tytuł: „Nocny film”
Autor: Marisha Pessl
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczył: Rafał Lisowski
Forma książki: ebook
Gatunek: thriller




Nocny film” Marishy Pessl - 768 stron, 118 rozdziałów. Miałam wątpliwości, czy nie będzie dłużyzn, czy książka będzie trzymała poziom od początku do końca i po przeczytaniu stwierdzam, że to kawał bardzo dobrego, dopracowanego, mrocznego thrillera.

Stanislas Cordova, bardzo znany i wręcz uwielbiany przez swoich fanów reżyser horrorów, jest postacią niemal mityczną. Jego życie owiane jest wielką tajemnicą, a on sam tworzy wokół siebie aurę mrocznej i nieodgadnionej fascynacji. Entuzjaści jego twórczości zakładają strony internetowe, a dostęp do tego wirtualnego świata jest mocno ograniczony. Jedną z osób, która obsesyjnie pragnie poznać prawdę o Cordovie jest Scott McGrath. Kiedyś już poniósł porażkę, teraz próbuje ponownie. Tym bardziej, że zginęła córka Stanislasa, Ashley Cordova. Popełniła samobójstwo? Dlaczego? Co ją do tego skłoniło? Scott drąży, pyta, spotyka się, zawiera nowe znajomości, z narażeniem zdrowia i życia coraz bardziej zagłębia się w odmęty ludzkiej psychiki, a przede wszystkim świata wykreowanego przez Cordovę.

Niemalże wszystko kręci się wokół tajemniczego reżysera, który od trzydziestu lat nie istnieje dla świata zewnętrznego. Kim jest ten człowiek? Co sprawia, że jego osoba działa jak magnes? Ta fascynacja udziela się czytelnikowi!

Konstrukcja całej historii jest dosyć prosta. Autorka prowadzi nas jak po sznurku, od punktu A do B i kolejno, gdzie odnajdujemy wskazówki i na końcu otrzymujemy obraz całości. Za to ja, czytając „Nocny film” czułam się jak himalaista zdobywający szczyt. W poszczególnych obozach były chwile wytchnienia i odpoczynku, za to pomiędzy, odczucie zagrożenia, niepewności, ciekawości. Brak tlenu na wysokości powodował majaki, poczucie odrealnienia i przebywania w alternatywnym świecie. Zakończenie daje możliwość dowolnej interpretacji i poczucie przeżycia niecodziennej przygody.

Nie sposób czytając „Nocny film” nie uciekać myślami do świata filmu, obrazów z horrorów, czy mrocznych, psychodelicznych thrillerów. I myślę, że gdyby jakiś reżyser pokusił się o jego ekranizację, to mógłby powstać świetny thriller.

Czas wysysa z naszych wspomnień ból i strach.

Brak oczywistych rozwiązań, elementy horroru, czarnej magii i nieustające poczucie tajemnicy, a także świetny humor, to cechy charakterystyczne powieści Marishy Pessl.

Co dodatkowo ją wyróżnia na tle innych thrillerów? Smaczki w postaci np. zdjęć, skanów artykułów prasowych, dokumentacji medycznej, zrzutów ze stron internetowych. Poza tym Autorka idąc z duchem czasu, daje możliwość jeszcze głębszego zanurzenia się w historię poprzez dostęp do aplikacji oraz możliwość zeskanowania obrazków umieszczonych na kartach książki. Co tam zobaczymy, czego się dowiemy? Nie mam pojęcia, bo nie próbowałam, ale niewątpliwie jest to swego rodzaju novum, niespotykane w literaturze (a może spotkaliście się już z takimi dodatkami?).

A więc umrę. Zostawię to moje małe życie. Było prawie nieznoszone. Traktowałem je jak garnitur, który wkłada się tylko na szczególne okazje. Zwykle trzymałem je na dnie szafy, zapomniałem, że w ogóle tam jest. Umierać powinno się wtedy, kiedy szwy ledwie już trzymają, kiedy łokcie i kolana umazane są trawą oraz błotem, a poduszki na ramionach pogięte od ciągłych objęć ludzi, od ulewnych deszczy i skwarnego słońca, gdy materiał wyblaknie, gdy brakuje guzików.

Ocena: 5/6

7 stycznia 2018

"Genialna przyjaciółka" tetralogia Eleny Ferrante

Tytuł: „Genialna przyjaciółka”, "Historia nowego nazwiska", "Historia ucieczki", "Historia zaginionej dziewczynki"
Autor: Elena Ferrante
Wydawnictwo: Sonia Draga
Tłumaczył: Alina Pawłowska-Zampino, Lucyna Rodziewicz-Doktór
Forma książki: audiobook; czyta Laura Breszka
Gatunek: literatura współczesna
Seria: Genialna przyjaciółka (1-4)


fot. Radek Denisiuk


Zapraszam Was do podróży na południe Europy, do słonecznej Italii, w lata pięćdziesiąte XX wieku, gdzie spotkacie się z Eleną Greco i Liną Cerullo. 57 godzin i 16 minut słuchania bardzo miłego dla ucha głosu Laury Breszki i historii życia dwóch przyjaciółek, dzięki którym nużące prace domowe lub inne mało atrakcyjne zajęcia mogą zyskać nową, lepszą jakość.

60 letnia Elena dowiaduje się, że Lina zaginęła. Zniknęła bez śladu. Opowiada nam historię ich wieloletniej przyjaźni, pełnej wzlotów i upadków, sukcesów i porażek. Pierwsza część zaczyna się od czasów szkolnych, kiedy to dziewczynki są podlotkami. Mieszkają w biednej dzielnicy straszącej brakiem perspektyw na dostatnie i szczęśliwe życie. Nie godzą się z takim marazmem, buntują się przeciwko takiej egzystencji. Każda indywidualnie szuka sposobu na wyrwanie się ze swojego piekiełka i rozwinięcia skrzydeł. Osobno, a jednak razem. Są jak jedno, tylko czy to jest współdziałanie, czy też współzawodnictwo? Prawdziwa, czy też toksyczna przyjaźń?
Okres dojrzewania i pierwszych miłości. Taki prawdziwie naiwny i beztroski. Potem wkroczenie w dorosłość, miłosne perypetie, życie rodzinne, życie zawodowe w burzliwym okresie historii kraju. Komu się udało? Kto zaznał szczęścia? Kto się zrealizował? Kogo poznał świat?

Świetny klimat, ciekawie przedstawione postaci, więzi i stosunki pomiędzy bohaterami. Miałam poczucie przynależności do tej włoskiej rodziny, zżyłam się z nimi i z zainteresowaniem śledziłam ich losy.
Ferrante opowiedziała o przyjaźni nie zawsze radosnej, zgodnej, niezmąconej. A wręcz przeciwnie. Pomiędzy Eleną i Liną było wiele burz. Czy ten statek, bez uszczerbku dotarł do cichej i bezpiecznej przystani?

Ci, którzy lubią „włoskie klimaty”, powieści obyczajowe i wydarzenia rozpisane na kilka tomów, powinni czuć się zachęceni tetralogią Eleny Ferrante. Znam osoby, które bardzo pozytywnie wypowiadały się na temat sagi, znam również osoby, które przez całość nie przebrnęły (Gosiu, pozdrawiam Cię serdecznie!). Ja należę do pierwszej grupy. Było ciekawie, było żywiołowo, jak na włoski temperament przystało, wesoło, ale również spokojnie i melancholijnie - jak to w życiu bywa. Dziewczynki, nastolatki, kobiety, starsze panie zachowywały się i popełniały grzechy adekwatnie do ich wieku, sytuacji rodzinnej, statusu społecznego.
To nie była historia tylko Eleny i Liny. To była również historia Włoch, biednych dzielnic i zamieszkujących je ludzi. Autorka świetnie pokazała jak sobie radzili, jak się zmieniali, do czego doszli, jak potoczyło się ich życie. Jedni wygrali, inni ponieśli porażkę.

To jak, pakujecie już walizki? Spokojnie, nie musicie się nigdzie ruszać. Wystarczy audiobook lub książka i Włochy macie na wyciągnięcie ręki. Polecam!

Ocena tetralogii: 5/6

3 stycznia 2018

"Dziewczyna z Brooklynu" Guillaume Musso Miały być fajerwerki, a były zimne ognie

Tytuł: „Dziewczyna z Brooklynu”
Autor: Guillaume Musso
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczył: Joanna Pądzyńska
Forma książki: ebook


fot. Radek Denisiuk


Rzutem na taśmę, „Dziewczyna z Brooklynu” była ostatnią książką, którą przeczytałam w Starym Roku - 2017. Myślałam, że zakończę go z fanfarami i wystrzałowo, ale niestety tym razem Guillaume Musso mnie zawiódł. Ewidentnie nie było chemii między nami. Dobra porcja rozrywki, ale nic poza tym.

Anna – stażystka w paryskim szpitalu i Raphaël – popularny pisarz, planują wspólną przyszłość. Podczas wypoczynku na Lazurowym Wybrzeżu dochodzi między nimi do poważnej kłótni. Gdy kurz już opadł i przyszła chwila refleksji Raphaël chce wszystko wyjaśnić, pogodzić się z narzeczoną, jednak … Anna znikła. Razem z emerytowanym policjantem, który jest jego przyjacielem, zaczynają poszukiwania. Idzie jak po grudzie. Wszystko się komplikuje. W czasie ich prywatnego śledztwa wychodzą na jaw całkiem nowe okoliczności i niejeden trup wypada z szafy.

Guillaume Musso pisze bardzo lekko i trzeba przyznać, że jego książki czytają się same. Nie inaczej było w przypadku „Dziewczyny z Brooklynu”. Dodatkowo niedługie rozdziały, które rozpoczynają się od kapitalnych cytatów znanych osobistości, to niewątpliwie zalety powieści.

Gdy nie mam w dłoniach książki lub gdy nie marzę o napisaniu jej, ogarnia mnie straszliwa nuda. Wydaje mi się, że życie można znieść tylko wtedy, gdy się je wykradnie /Gustave Flaubert/

To co nie podobało mi się w najnowszej powieści Guillaume Musso, to zbyt duża liczba wątków, która sprawiła, że wyszedł groch z kapustą i miałam wrażenie, że historia została napisana na siłę. Poza tym wydarzenia, które powinny być realne i prawdziwe wydały się być odrealnionymi. Sytuacje i wątki, które powinny zachowywać odpowiedni ciężar gatunkowy, wydały się spłaszczone. Coś tu ewidentnie nie zagrało.

Czepiam się i czepiam, ale … tak właśnie pisze Guillaume Musso. Przez książkę się płynie, kartka ucieka za kartką. Jeśli tylko przymkniemy oko na niedoskonałości, albo po prostu zaakceptujemy i polubimy taką formę, to przy „Dziewczynie z Brooklynu” spędzimy miło czas. Mnie tym razem czegoś zabrakło i z sylwestrowych sztucznych ogni, wyszedł szybko gasnący zimny ogień.

Ocena: 4/6  

fot. Radek Denisiuk