Tytuł: „Szpadel”
Autor: Lize Spit
Wydawnictwo: Marginesy
Tłumaczył: Łukasz Żebrowki
Gatunek: literatura piękna
Premiera: 4 kwiecień 2018
fot. Radek Denisiuk |
Tym
razem zacznę nietypowo, bo od wybranych fragmentów notki o książce
ze strony wydawnictwa.
„W
belgijskiej wsi w 2002 roku urodziła się trójka dzieci: Eva oraz
dwóch chłopców, Pim i Laurens. Cała trójka wychowywała się
razem, dlatego sąsiedzi nazywali ich „trzema muszkieterami”.
(...) Byli nierozłączni, ale w okresie dojrzewania, za sprawą
szalejących hormonów, ich drogi zaczęły się rozchodzić... To
wtedy chłopcy wpadli na pomysł okrutnej zabawy polegającej na tym,
żeby zadawać dziewczynom tę samą zagadkę, którą wymyśliła
Eva. Za prawidłową odpowiedź czeka dwieście euro. W przypadku
błędu - należy zdjąć część ubrania. Nadchodzą wakacje, które
wszystko zmienią. Eva starając się zaprzyjaźnić z Elisą,
wyniosłą dziewczyną z dużego miasta, wyjawia jej rozwiązanie
zagadki, ona zaś wykorzystuje tę wiedzę, aby zakpić sobie z całej
trójki. Bardzo boleśnie. (…) Trzynaście lat po wydarzeniach,
które wymknęły się spod kontroli, Eva wraca do rodzinnego domu z
blokiem lodu w bagażniku. Powoli staje się jasne, że tym razem to
ona ustala zasady i okazuje się, że wizyta stanie się okazją do
zemsty za to, co wydarzyło się w przeszłości.”
To
czym wabi opis jest ciekawe, intrygujące, podszyte warstwą
niepewności, rodzi wiele pytań i mnoży domysły ... Uwierzcie mi,
że wyobrażenia dotyczące fabuły z rzeczywistością mają
niewiele punktów stycznych. Owszem, podążają w tym samym
kierunku, ale to co dostajemy jest wielokrotnością naszych myśli.
Są jak porównanie filmu dla nastolatków z filmem dla dorosłych
wyświetlanym po godzinie 22.
Przeszłość.
Mała, senna miejscowość w Belgii, grupka dzieciaków, sielankowy
obraz. Teraźniejszość. Eva mieszka z Brukseli. Z nikim nie jest
związana. Wiemy o niej tyle co nic. Wraca do rodzinnego miasta z
przedziwnym ładunkiem w bagażniku. W głowie mamy natarczywe
pytania – w jakim celu? Co jest grane?
Od
samego początku książka działa na wyobraźnię, niepokojąco
przyciąga. Oszczędny styl, lapidarność języka, surowa
charakterystyka bohaterów, rodzinnych relacji, roztaczają nad
fabułą uczucie mroku i przeświadczenie, że coś złego się
wydarzy. I to się dzieje.
Książka
szokuje. W kulminacyjnych momentach naszpikowana okrucieństwem,
bólem przez co wydaje się mało wiarygodna, a wręcz skrajnie
nieprawdopodobna. Ciężko przyjąć do wiadomości, że wszyscy
wkoło są naiwni, źli, sadystyczni i wpadają w wir przemocy.
Mam
z tą książką problem, bo z jednej strony autorka operuje bardzo
ciekawym stylem, który buduje wyczuwalny, określony klimat i
sprawia, że to co czytamy jest jakieś, nie jest miałkie, a z
drugiej strony zbyt duże nagromadzenie swego rodzaju patologii,
sprawia, że książka potrafi od siebie odrzucić.
Czy
trzeba szokować, żeby przyciągnąć czytelnika? Nie pamiętam
kiedy tak bardzo chciałam poznać opinie innych czytelników o danej
książce. Jestem niezmiernie ciekawa jak „Szpadel” zostanie
odebrany. Po lekturze targają mną całkowicie sprzeczne emocje i
odczucia. Z jednej strony nie mogę wysoko ocenić zachowania, na
które nie daję przyzwolenia, a dodatkowo balansującego na granicy
wiarygodności, a z drugiej strony tworzenie napięcia i zbudowanie z
drobnych elementów zaskakującego obrazu całości są na bardzo
wysokim poziomie.
Ocena:
4/6
fot. Radek Denisiuk |
"Szpadel" powinien niebawem do mnie trafić, także chętnie podzielę się swoimi wrażeniami.
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Będę wypatrywać!
Usuń