Tytuł: „444”
Autor: Maciej Siembieda
Wydawnictwo: Wielka Litera
Forma książki: ebook
Gatunek: sensacja/thriller
Seria: Jakub Kania (1)
fot. Katarzyna Denisiuk |
Do
sięgnięcia po książkę Macieja Siembiedy skłoniły mnie
pozytywne recenzje, ale szalę przeważyło coś po
trosze związanego z literaturą, ale jednak innego. Były to sympatia,
szacunek, wzajemne uznanie i wsparcie panów Siembiedy i Bochusa,
które zaobserwowałam w mediach społecznościowych, i które bardzo mnie
ujęły. Twórczość Krzysztofa Bochusa znam i cenię, a
dodając do tego to o czym wspomniałam, otrzymałam dosyć oczywistą odpowiedź – kolejną książką, którą będę czytała będzie
„444”.
Te
zawiłe wywody opisane powyżej, to nic w porównaniu z tym co
zaserwował nam autor w swojej powieści. Chylę czoła przed ogromem
pracy jaka została włożona w napisanie tak złożonej i
wielowarstwowej fabuły. Mnogość postaci, wątków, czasów akcji
może przyprawić o zawrót głowy, ale na pomoc przychodzi "ściąga" umieszczona na końcu książki, dzięki której możemy odnaleźć się w gąszczu bohaterów powieści (tak, ebookowicze, miejcie to na uwadze, bo ja to
udogodnienie „odkryłam” po skończeniu książki, czyli da się i bez niej nie zgubić). Poza tym fabuła została tak umiejętnie skonstruowana, że przy minimum
skupienia wszystko zgrabnie układa się w całość. Ach i co ważne,
przez 560 stron cały czas coś się dzieje, coś ważnego, mającego
znaczenie i wpływ na kolejne puzzle lejtmotivu, czyli nie ma nudy! Pamiętacie szkolne
lektury, gdzie „wycinało się” nużące opisy przyrody? W „444”
takiej sytuacji nie doświadczycie.
Nie
sposób książki Siembiedy nie próbować zestawiać z książkami
Dana Browna, choć porównań nie lubię i ich unikam. Z prostej przyczyny – w „444” głównym rekwizytem jest obraz, który został namalowany w 1881 roku przez Jana Matejkę pod tytułem „Chrzest Warneńczyka”. Przepowiednia w nim ukryta
może odmienić losy świata. Obraz ten, który w przeszłości
wielokrotnie zmieniał właściciela, zaginął. W czasach
współczesnych jego losy bada prokurator IPN Jakub Kania. W czasie
poszukiwań odkrywa, że sam obraz ściśle wiąże się z tak zwaną
przepowiednią abry głoszącą, że co 444 lata począwszy od 1000
roku, jeden wybraniec zyska szansę pojednania świata
chrześcijańskiego z islamskim. Od tego momentu niejedno
niebezpieczeństwo będzie czyhało na prokuratora Kanię.
Dałam
się porwać, oj dałam, kunsztowi pisarskiemu autora – przez
powieść się po prostu płynie. Poza tym niesamowitą wiedzą i
umiejętnościami jej przełożenia na ciekawą fabułę – gdzież nas
Siembieda nie zabrał? Z kim pozwolił nam obcować? Jakie miejsca,
dwory, pola bitew, nawet przestrzeń kosmiczną odkrywaliśmy? Kupił mnie również humorem i niezwykłą organizacją pracy mającą przełożenie na
efekt końcowy. Tak, „444” po skończonej lekturze jawi mi się
jako ogromna walizka, obok której na początku leżała sterta niezbędnych rzeczy
do zapakowania, wydawałoby się przekraczająca swoją objętością
możliwości walizki, a zmyślny architekt tak to wszystko ogarnął, poukładał, zaaranżował, że nie dość, że wszystko się zmieściło (nie
trzeba było nic odkładać ani dopychać kolanem), to jeszcze nic
się nie zmięło i nie wylało. Wszystko wyszło idealnie.
W „444” Maciej Siembieda zdradził początek fabuły kolejnej
swojej książki mającej tytuł „Miejsce i imię”. Chyba nie
wątpicie, że po nią sięgnę? A „444” bardzo polecam wszystkim
tym, którzy lubią kawał dobrej historii z podróżami w czasie i …
przestrzeni.
Ocena:
5,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz