Tytuł: „Wielki finał”
Autor: Marek Migalski
Wydawnictwo: Od Deski Do Deski
Forma książki: papierowa
Gatunek: literatura współczesna
fot. Radek Denisiuk |
Już
dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji.
Wielokrotnie miałam ochotę rzucić nią o ścianę, zdeptać,
nawrzeszczeć na nią (a raczej na autora), ale tego nie zrobiłam,
bo pomimo tego, że w wielu momentach tezy wrzucane przez
Migalskiego, jak pojemniki z gazem łzawiącym, powodowały
natychmiastową reakcję i wstrząs, to historia niesamowicie mnie
wciągnęła. Myślę, że dobrym obrazem fabuły byłby odczyt pracy
serca podczas próby wysiłkowej. A na końcu...
Mamy
2025 rok. 6 lat po tym jak w całej Unii Europejskiej został
zniesiony zakaz przeprowadzania eutanazji na życzenie. 50 letni
Marek, były polityk, celebryta, pisarz i popularny bloger,
zdecydował, że zakończy żywot w ekskluzywnym ośrodku w Gambii -
„Great Final”. Dostaje tam dosłownie wszystko na co ma ochotę,
o czym marzy w ostatnich dniach życia. Kupił „one way ticket”,
jednak ostatnie dni na ziemi przynoszą spore niespodzianki.
Marka
nie da się lubić. Jest frustratem, który wszystko neguje, dla
którego wszystko jest „be”. Ma swoje zdanie, poglądy, które
drażnią, prowokują, zmuszają do umysłowej szermierki. Jest
niewygodny, bo burzy nasz wewnętrzny ład i porządek. Czy ma rację?
Czy zgodzimy się z jego poglądami?
W
ośrodku spotyka ciekawych ludzi, którzy tak jak on „podziękowali
za dalsze życie”. Każdy ma inny powód, żeby odejść, a to
rodzi kolejny przyczynek do dyskusji i próbę zrozumienia ludzi.
Ta
książka, kolokwialnie pisząc, ryje mózg, daje po pysku i o dziwo
jest to bardzo pożądany efekt, bo przecież o emocje w czytaniu
chodzi, a tej książce naprawdę ich nie brakuje. Nie sądzę, żeby
można było przejść koło niej obojętnie. Kąsa na każdym kroku.
Prowokuje. Jedni będą przyklaskiwać autorowi i śpiewać z nim
jednym głosem, inni negować i kłócić się z rzucanymi lekka ręką
zdaniami i twierdzeniami. Wciągnięci w podstępną grę,
„przeczołgani” jak zawodnicy runmageddonu, dochodzimy do
wielkiego finału.
W
książce nie brakuje scen seksu, wielu scen seksu. Te wtręty
potęgują mocny wydźwięk tej powieści i scalają fabułę.
Książka
doskonale gra na emocjach, jest kontrowersyjna i pokazuje ostry
pazur. Pomimo tego, że mam świadomość, że dla wielu czytelników
może być niewygodna – przyznaję, sama wielokrotnie boksowałam
się z tezami głównego bohatera – to jest warta przeczytania.
Bardzo! Polecam!
Ocena:
5,5/6
Z twórczością Ałbeny Grabowskiej spotykam się po raz pierwszy i wiem, że nie po raz ostatni. A Kości czytało się świetnie. Z początku trochę się gubiłam, ale bardzo szybko się wciągnęłam.
OdpowiedzUsuń