Tytuł: „Grzech”
Autor: Max Czornyj
Wydawnictwo: Filia
Forma książki: audiobook; czyta Robert Jarociński
Książkę papierową użyczyła mi moja Mama :-) fot. Radek Denisiuk |
Polski
Chris Carter, mówili. Jest strasznie, mówili. Wbija w fotel,
mówili. Świetny debiut, mówili. I z tym wszystkim się zgodzę,
ale … nie w stu procentach.
Zima,
niespełna kilka dni do Bożego Narodzenia. W Lublinie giną kobiety.
Ich ciała zostały brutalnie pokiereszowane. Sprawę zabójstw
dostaje na biurko komisarz Eryk Deryło i razem z podległymi mu
funkcjonariuszami starają się rozwikłać kryminalną zagadkę.
Tropy nie są jasne, plączą się. Tak naprawdę nic nie jest
oczywiste. I zamiast być coraz lepiej, jest coraz gorzej. „Jedno
jest pewne, zapłatą za grzech jest śmierć.”
Debiut
Maxa Czornyja jest naprawdę udany. Dla lubiących mocne, mroczne
thrillery, to gratka. Jeśli jest w wykonaniu „naszego człowieka”
(czytaj: polskiego pisarza), to tym bardziej przyciąga i zachęca do
przeczytania – przynajmniej mnie, bo uwielbiam odkrywać, doceniać
i chwalić naszych rodzimych pisarzy. A porównanie do Cartera jest
faktycznie celne. Do tego duetu dorzuciłabym jeszcze diaboliczne
historie Maxime Chattama i powstaje trio z piekła rodem ;-)
Było
bardzo mocno. Miejsca morderstw ociekały krwią, strachem i
bezwzględnością. Niemal na każdym kroku oczami wyobraźni
widziałam tabliczkę „wchodzisz na własną odpowiedzialność.”
I wchodziłam. I dawałam się wciągać w coraz to bardziej pokrętne
i szalone działania chorego umysłu.
Było
elektryzująco. Książka wciągała jak bagno, bo została bardzo
sprawnie napisana i chciało się szybko, „na już” poznać
rozwiązanie zagadki.
Książkę
wysłuchałam – w świetnej, oddającej ducha thrillera
interpretacji Roberta Jarocińskiego i jestem przekonana, że w
wersji papierowej bądź elektronicznej można pochłonąć „na
raz” (oczywiście, mając kilka wolnych godzin na lekturę).
Myślę,
że autor mógł lepiej przedstawić tło, czyli miasto, okolice,
gdzie grasował morderca. Bo choć wiemy, że miejscem akcji był
Lublin, to nie poczułam, że chodzę jego ulicami i zaglądam w jego
zakamarki. Akcja mogłaby być osadzona w każdym jednym mieście na
świecie. Może lublinianie poczuli klimat miasta?
Był
klimat grozy, była akcja, było napięcie i zagadka. Czegoś mi
zabrakło w tych obszarach „około zbrodniczych”, były zbyt
płytkie, ot takie do ud, a ja chciałabym po szyję. Myślę jednak,
że z takiego debiutu, tak odbieranego, każdy pisarz byłby bardzo
zadowolony. Zakończenie sprawia, że czekamy na dalszy ciąg i na
pewno z chęcią po niego sięgnę, nawet po to, żeby się
przekonać, czy autor nadal potrafi mnie zaciekawić i pokazać coś
więcej. Liczę na jeszcze lepszą kontynuację!
Ocena:
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz