27 lipca 2017

"Bez mojej zgody"

Tytuł: "Bez mojej zgody"
Autor: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczył: Michał Juszkiewicz
Forma książki: ebook


fot. Katarzyna Denisiuk


Co jakiś czas wracam do książek Jodi Picoult, bo wiem, że to jakość sama w sobie. Świetne pióro, niebanalne historie, nic tylko czytać. Tym razem wybrałam "Bez mojej zgody".

Ufff co TO była za historia...
"Normalność w tym domu jest jak za krótka kołdra, która raz grzeje tak jak trzeba, ale innym razem człowiek budzi się drżący i zziębnięty. A najgorsze jest to, że nigdy nie wiadomo, czy będzie tak czy tak."

Bohaterami dramatu są: Sara - matka, Brian - ojciec, Jesse - najstarszy syn, Kate - córka chora na ostrą białaczkę promielocytową, Anna - najmłodsza córka, urodzona w jednym konkretnym celu, by stać się materiałem genetycznym, który uratuje życie siostry. Ciężko sobie wyobrazić ogrom cierpienia jaki dotyka każdego członka rodziny. Rodziców wariujących na punkcie śmiertelnie chorego dziecka; syna, który poprzez swoje zachowanie manifestuje potrzebę bycia zauważonym; starszej córki, której każdy dzień to walka o życie a okresowe zabiegi medyczne, którymi jest poddawana, odbierają człowieczeństwo; najmłodszej córki, która żyje po to, żeby być bankiem krwi, szpiku, narządów dla starszej siostry. W końcu nastaje taki dzień, że Anna mówi dość. Chce mieć wolną wolę, dlatego wynajmuje adwokata, aby na drodze sądowej wywalczyć możliwość decydowania o sobie, żeby to co jest tylko jej nie zostało jej zabrane.

"Jeśli chce się przestać myśleć o nadchodzącym tsunami, trzeba skupić całą uwagę na układaniu worków z piaskiem. Nie ma innego sposobu, żeby nie oszaleć."

Ta książka to emocjonalny armagedon. Po czyjej stronie staniemy? Rodziców walczących ze stojąca za progiem kostuchą? Dzieckiem, które nie ma kompletnie nic do powiedzenia, ale ma siostrę, którą kocha i nie chce, żeby odeszła? Jak rozstrzygnie sąd? Bez pomocy Anne, Kate umrze...


Wspaniała kreacja postaci zarówno tych pierwszoplanowych jak i pozostałych. Czułam się niemym obserwatorem wydarzeń, siedziałam w głowie Sary i Kate. Picoult jest mistrzynią! A końcówka? Sami się przekonajcie...

"Światło między oceanami"

Tytuł: "Światło między oceanami"
Autor: M.L. Stedman
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczył: Anna Dobrzańska
Forma książki: audiobook; czytała Anna Dereszowska


fot. Katarzyna Denisiuk


Słowem wstępu.
Audiobooki lubię i to bardzo. Umilają mi nieciekawe, nudne a konieczne do wykonania czynności. Na własnej skórze przekonałam się, że niektóre książki nie sprawdziły się w wersji audio i miałam wrażenie, że książkę oceniłabym wyżej, gdybym ją przeczytała. Na przykład książki naszpikowane szczegółami, mnogością postaci, licznymi przeskokami w akcji ciężko się słucha, bo szybko i łatwo można się pogubić. A czasami zawodzi lektor. Wymowa, sposób czytania aż tak mnie nie razi - chyba, że nie trafiłam jeszcze na takich kiepskich lektorów - natomiast sposób interpretacji, tembr, szybkość czytania bardzo oddziałują na odbiór książki. Zdarzyło mi się na przyspieszać odtwarzanie, bo lektor bardzo wolno czytał.
Wybór "Światła między oceanami" M.L. Stedman w formie audiobooka wydawał mi właściwym i nie miałam żadnych wątpliwości, że będzie to uczta. Po pierwsze literatura współczesna to dobry wybór dla audio. Po drugie Anna Dereszowska w roli lektora wielokrotnie się sprawdziła. I niestety tym razem zawiódł mnie lektor.

O książce.
Piękna i bardzo emocjonalna opowieść o Tomie i Isabel, którzy zakochali się w sobie, pobrali i żyli jako jedyni mieszkańcy na małej wysepce Janus Rock położonej 100 mil od wybrzeży Australii, gdzie Tom był latarnikiem. Tom, który brał udział Wielkiej wojnie i cały czas zmagał się z upiorami przeszłości odnalazł na wyspie spokój i ukojenie. Dodatkowo miłość żony była jak zaprawa murarska we wznoszonej wspólnie budowli, jaką było ich wspólne szczęście. Do jej zakończenia brakowało im tylko dzieci. Kolejne poronienia Isabel były jak wyłomy w murze, które go osłabiały i wiodły ku zawaleniu. Budowla chwiała się w posadach, ale los sprawił, że do brzegów wysepki przybiła łódź z martwym mężczyzną i płaczącym dzieckiem. Tom i Isabel podjęli decyzję, że dziewczynka zostanie z nimi na wyspie a świat dowie się, że to owoc ich miłości. Isabel, która niedawno urodziła martwego chłopczyka rozkwitła i utwierdziła się w tym, że bycie matką, to była jej życiowa rola.
Kim był mężczyzna z łodzi? Kim była matka dziewczynki i przede wszystkim czy żyje? A jeśli żyje, to czy nadal szuka córeczki i męża? Czy szczęście jednej rodziny oznacza falę rozpaczy dla innej? Jak potoczą się losy Toma, Isabel, dziecka i jej biologicznej matki?

O audiobooku.
To co najbardziej przeszkadzało mi w odbiorze książki to fragmenty, kiedy lektorka szeptała. Wiem, że taka interpretacja wyrażała emocje, oddawała realizmu sytuacji, ale pogłaśnianie to znów ściszanie komórki było mocno kłopotliwe. Myślę, że słuchanie w samochodzie też nastręczałoby niejakich trudności. Części historii, które wręcz kipiały od emocji tych negatywnych, czyli smutku, łkania, niemal płaczu zostały przeczytane przez lektorkę bardzo realistycznie. Albo to była gra aktorska, notabene bardzo dobra, albo Pani Anna aż tak przeżywała czytaną treść. Niestety poczułam się jakby te emocje zostały mi narzucone i było ich po prostu za dużo.

Bardzo ciekawa historia o szalenie trudnych wyborach i decyzjach, wywołująca mnóstwo emocji i skłaniająca do refleksji. Strach, smutek, cierpienie i ... spokój, wytchnienie, ukojenie.

Książkę bardzo polecam przeczytać, nie wysłuchać.

25 lipca 2017

"Czas pokaże"

Tytuł: "Czas pokaże"
Autor: Jeffrey Archer
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczył: Danuta Sękalska-Wojtowicz
Forma książki: ebook


fot. Katarzyna Denisiuk


Książka, która przeleżała się na czytniku. Dlaczego? Ja się pytam. Dlaczego? Tak już mam, że książki kupuję impulsywnie. Dobra cena, ciekawy opis, niezłe oceny i książka jest w mojej wirtualnej biblioteczce. "Czas pokaże" Jeffrey'a Archera to pierwsza z cyklu Kroniki rodziny Cliftonów i już wiem, że co kilka książek, żeby sobie tę przyjemność dozować, będę nadal śledziła losy bohaterów.

Lata 20-40 XX w., Wielka Brytania. Harry jest synem niezamożnych Maisie i Arthura Cliftonów. Niespodziewana śmierć głowy rodziny sprawia, że cały trud zapewnienia godziwego życia, opieki nad synem spływa na barki Maisie. Harry jest bardzo zdolnym chłopcem, nieprzeciętnym, inteligentnym, jednak status społeczny może zdeterminować jego przyszłość i zamiast rozwijać się, skończy jako zwykły pracownik fizyczny w dokach. Dobry los stawia na drodze Harrego mężczyznę, który będzie jego aniołem stróżem, jego kierunkowskazem, jego motywatorem i dzięki niemu oraz poświęceniu Maisie chłopiec cały czas będzie się kształcił i poszerzał horyzonty. Na początku swojej edukacyjnej ścieżki poznaje przyjaciół, z którymi będzie pokonywał kolejne etapy w drodze na studia wyższe, mierząc się z wieloma trudnościami. Jednym z nich jest Giles Barrington, syn właściciela linii żeglugowej. Czy chłopców łączy coś więcej? Los bywa pokrętny i w życiu Harrego nastąpi przełom, na wierzch wyjdą długo skrywane tajemnice, które kompletnie zmienią jego przyszłość.

Archer piszę świetnie. Historia przyciąga od pierwszej strony i trzyma poziom do samego końca. Do tego stopnia, że od razu poszukałam kolejnej części. Etap wczesnoszkolny przywodził mi na myśl Harrego ... Pottera! Trójka przyjaciół, różny status społeczny, wiele perypetii i przygód. Kapitalne!

Każdy rozdział książki, to fragment historii opowiedziany z perspektywy innego bohatera co sprawia, że opowieść jest jeszcze bardziej interesująca. A zakończenie? Jak bomba rzucona w sam środek ułożonego już fragmentu puzzli.
Krótki przerywnik i wracam do rodziny Cliftonów a Was zachęcam do przeczytania książki Archera, bo jest rewelacyjnym "opowiadaczem".

24 lipca 2017

"Jestem śmiercią"

Tytuł: "Jestem śmiercią"
Autor: Chris Carter
Wydawnictwo: Sonia Draga
Tłumaczył: Mikołaj Kluza
Forma książki: ebook


fot. Katarzyna Denisiuk


Plany mają to do siebie, że czasami nie doczekają się realizacji, a innym razem ulegają modyfikacjom. Moje czytelnicze mam na najbliższe... cirka trzy miesiące. Carter jest jednym z tych autorów kryminałów/thrillerów, który rządzi się swoimi prawami i bez głębszych przemyśleń wskakuje na pozycję nr 1 na czytniku.

"Witamy w Los Angeles, gdzie świry wychodzą się pobawić". Witamy w świecie Cartera!

Doktor kryminalnej psychologii behawioralnej i detektyw w jednej osobie Robert Hunter wraz ze swoim partnerem Garcią jako specjaliści od rozwiązywania kryminalnych zagadek, gdzie pierwsze skrzypce odgrywają najokrutniejsi zwyrodnialcy, zostają wezwani na miejsce zabójstwa. To co rzuca się w oczy to dziwne ułożenie ciała. To co zostaje odkryte na sali sekcyjnej jest bardzo licznymi obrażeniami będącymi dowodem okrutnych tortur. Poza tym ciało jest niemym posłańcem zatrważającego podpisu będącego zarazem wyznaniem mordercy - jestem śmiercią. Pierwszy szok mija i pojawiają się kolejne zwłoki, kolejnej kobiety. Detektywi już wiedzą, że mają do czynienia z osobnikiem, który jest perfekcjonistą, ma za nic ludzkie życie, czerpie dziką satysfakcję z popełnianych zbrodni i niemal śmieje się w głos mogąc grać na nosie miejscowym władzom.

Carter przyzwyczaił czytelników do tego, że jego książki określają słowa krwawy, bezlitosny, bezwzględny, jednak w "Jestem śmiercią" miałam wrażenie ze autor obrał sobie za cel zszokowanie czytelnika. Poziom okrucieństwa rośnie w postępie geometrycznym. Obawiałam się, że nic mnie już nie "pobudzi", tylko "krew mnie zaleje", zagadka będzie miała banale rozwiązanie, ale autor wybrnął całkiem sprytnie i historia nabrała zupełnie innego kształtu. Końcówka jest w iście Carterowskim stylu, czyli inteligentnie, zaskakująco, ciekawie a wręcz elektryzująco. Nawet przez sekundę nie byłam bliska odgadnięcia kim jest Śmierć i dlaczego zabija.

Patrząc na całość - to nie jest najlepsza książka Cartera, ale też wstydu nie ma. Na pewno mój zachwyt nad jego twórczością, czyli książkami trzymającymi w napięciu od początku do końca, został z lekka ostudzony i kolejna książka - jeżeli takowa będzie - nie zdobędzie szturmem czytelniczej kolejki, tylko grzecznie poczeka na swoją kolej. I liczę na to, że wpadnie, zrobi swoje i wprawi mnie w czytelniczy zachwyt. A że nadal będę czytać Cartera, to nie ma żadnych wątpliwości.

Dla nieznających książek Cartera, a chcących przeczytać thriller, książka spodoba się. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że jest krwawo i obrzydliwie. Dla fanów będzie to lekkie, a może i całkiem spore rozczarowanie. Jako, że znajduję się w drugiej grupie to 3/4 bez fajerwerków z tendencją spadkową, 1/4 bombowa.

20 lipca 2017

"Jutro zaświeci słońce"

Tytuł: "Jutro zaświeci słońce"
Autor: Joanna Sykat
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Forma książki: ebook


fot. Katarzyna Denisiuk


Po przeczytaniu "Czterech stron miłości" wiedziałam, że kiedyś będę chciała wrócić do książek pani Joanny Sykat. Czułam podskórnie, że jeszcze mnie zaskoczy, pomimo tego, że ta pierwsza wywindowała poprzeczkę bardzo wysoko. Sięgnęłam po "Jutro zaświeci słońce" kompletnie nie zgłębiając o czym ona jest. I powiem jedno - maksymalnie mnie zaskoczyła.
Ta książka to worek, ba! nawet wór pełen emocji.

Anita ma pełną rodzinę, Pawła, z którym się spotyka i który w końcu zostaje jej mężem, kiełkujący w głowie pomysł na życie, który sukcesywnie nabiera realnych kształtów i teoretycznie przekuwa się w sukces. Wydawałoby się sielanka, nie ma co narzekać ale... No właśnie, to ale to despotyczna mama, matka, królowa, która jak szachowa figura w partii życia Anity może wszystko i wszystkich zniszczyć. Podcina skrzydła, zabiera tlen, dołuje...

"(...)cierpiał jej egoizm. Chwilę potem cierpiał i mój, podporządkowując się wyznacznikom udanego życia według koncepcji świętej Edyty - mojej matki. Boga wszystkich bogów. Nieomylnej. Wszechwiedzącej. Źródła jedynej prawdy, która rozbije się o kant dupy wieczności."

"Słowa matki upchnęły się do mojej walizki. Przejechały pół Polski. Wysiadły nad morzem. Radośnie rozpieprzały moje życie, mnożąc się w mózgu."

Anita jest bierna. Anita nie walczy o swoje, tylko wypruwa sobie flaki, żeby przypodobać się matce i w końcu ją uszczęśliwić, żeby była z niej dumna, żeby była zadowolona. Z Pawłem próbuje ułożyć sobie życie, odciąć pępowinę, ale ona jest jak niekończący się, ciągnący glut, którego nie można przerwać.

"Znów, jak piesek z kokardką, przyniosłam swojej pani kość. Zamerdałam ogonkiem. Zamiast radości, przytulenia tylko suche: "Zdałaś?". "Zdałam." Odwróciła się na pięcie i odeszła do swoich obowiązków. A piesek popatrzył na swoją kość. Zmalała jakoś i wcale nie była smaczna ani warta uwagi."

Emocje, emocje, emocje...
Szok i niedowierzanie, że dorosła osoba daje sobą tak pomiatać, tkwi w toksycznej relacji, godzi się na narzucenie sobie czyjegoś punktu widzenia, zakładania cudzych okularów.
Złość i cisnące się na usta wulgaryzmy - jak można być tak toksycznym rodzicem? Przecież to twoja córka do cholery! To drugi człowiek, któremu należy się szacunek i nieustające wsparcie!
Ogromny podziw i uznanie dla autorki za sposób narracji, kreację postaci, język, pomysł. Za tę kopalnię cytatów, całych fragmentów, które cisną się, żeby je wyłuskać – chapeau bas.

"Jeszcze parę dni temu nie wiedziałam, że w pudełku jest drugie dno. Że są w nim puzzle zupełnie inne niż te, które wielokrotnie układałam w głowie i sercu."
Ta historia ma drugie dno, daje nadzieję na lepsze życie dla matki i córki. Bo po każdej burzy wychodzi słońce. Czy Anita będzie mogła w końcu powiedzieć "Jestem. Wreszcie naprawdę jestem."?


Kończąc czytać ostatnie zdanie, zamykając czytnik pomyślałam, ale to było dobre, ale to było wyrafinowane, ale to było pomysłowe. I kolejny raz wiem, że jeszcze spotkam się z książkami pani Joanny, bo one są jakieś, bo wywołują emocje, bo świetnie się je czyta, a przecież o to w tym czytaniu chodzi. Polecam gorąco!

19 lipca 2017

"Czereśnie zawsze muszą być dwie"

Tytuł: "Czereśnie zawsze muszą być dwie"
Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Forma książki: papierowa


fot. Katarzyna Denisiuk


Sięgając po książki Magdaleny Witkiewicz, dokładnie wiem co dostanę, wiem jakie emocje mnie czekają. Nie zaskakuje. I bardzo dobrze, bo jeśli mam ochotę na "babską" opowieść napisaną bardzo lekko, przyjemnie, niewymuszenie, dzięki której oddalam się do cieplutkiego i przyjemnego zakątka, to czytam Witkiewicz.

Przyjaciel to skarb, to osoba, której możemy powierzyć wszelkie sekrety, która wesprze, pocieszy, doradzi, wysłucha. W życiu Zosi Krasnopolskiej jest taka osoba. To starsza pani, Stefania. Samotna kobieta, mieszkająca w gdańskim bloku, a gdzieś tam, w Rudej Pabianickiej ma swój dom, którym obdarowuje Zosię po swojej śmierci.
Zosi nie układa się w życiu. Serce mówi jedno, rozum podpowiada drugie, a dokonane wybory nie dają jej szczęścia.
Los sprawia, że po wielu perypetiach i rozczarowaniach Zosia trafia do Rudej Pabianickiej, do domu, który lata świetności ma dawno za sobą, a wręcz jest ruderą. Spotyka tam wielu wspaniałych, przychylnych jej ludzi, którzy tak jak i ona nie zaznali pełni szczęścia. Czy odnajdzie swój raj? Czy w końcu ułoży sobie życie?

Książka biegnie dwutorowo. Oprócz czasów współczesnych śledzimy również wydarzenia z lat trzydziestych, kiedy to dom pod Łodzią żył i rozkwitał, ale był również świadkiem burzliwych dziejów jego mieszkańców, jak i wielu dramatów.

"Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!". Co prawda nie usiądziemy pod lipą Kochanowskiego, ale za to nacieszą oko cudownie kwitnące wiśnie. Czytając książkę miałam wrażenie, że autorka nie napisała jej. Ona ją namalowała używając oprócz mocnych, wyrazistych kolorów również całą paletę pastelowych barw. Piszący Claude Monet.


Jedni potrzebują w lecie ochłodzenia, inni stęsknieni za upałami pragną dodatkowo się ogrzać. "Czereśnie zawsze muszą być dwie" są powieścią, która wspaniale otula swoim ciepłem, tkliwością, czułością. To książka o miłości, o miłości we dwoje, o poszukiwaniu szczęścia, o życiowych wyborach i znajdywaniu swojego miejsca na ziemi. Polecam każdemu, kto lubi książki ze szczęśliwym zakończeniem.

18 lipca 2017

"Opowieść podręcznej"

Tytuł: "Opowieść podręcznej"
Autor: Margaret Atwood
Wydawnictwo: Audioteka
Tłumaczył: Zofia Uhrynowska-Hanasz
Forma książki: audiobook; czytała Magdalena Cielecka


fot. Katarzyna Denisiuk


"Antyutopia (utopia negatywna) – utwór przedstawiający społeczeństwo przyszłości, którego organizacja polega na ograniczaniu wolności jednostki poprzez całkowite podporządkowanie jej systemowi władzy." Źródło: Wikipedia.
Zachęcona bardzo dobrymi ocenami a wręcz zachwytami, sięgnęłam po "Opowieść Podręcznej" Margaret Atwood. Pierwsze moje skojarzenie, to "Folwark zwierzęcy" Georga Orwella, który w czasach licealnych wywarł na mnie ogromne wrażenie. To samo piekło dyktatury, ale czy taki sam odbiór książki?

Gilead, fikcyjne państwo, gdzieś na terenach obecnych Stanów Zjednoczonych, gdzie panuje wojskowo-policyjny reżim. Żyją tam Podręczne a raczej egzystują, bo co to za życie skoro niemal nic im nie wolno. Rytm dnia wyznaczają dzwonki, na zakupy chodzą parami, żeby jedna drugą pilnowała, między sobą szepczą, czytają z ruchu ust. Snują się w swoich czerwonych strojach mając założone na głowy jakby czepce, białe skrzydła, które utrudniają komunikowanie się i oglądanie świata. Wszelkie używki są zakazane, to towar deficytowy, do którego dostęp mają nieliczni zdobywając go na czarnym rynku. Kosmetyki zlikwidowano, spalono wyzywające stroje. Podręczne obowiązkowo uczestniczą w codziennych rytuałach, egzekucjach i modłach.

"Jest więcej niż jeden rodzaj wolności, powiedziała Ciotka Lydia. Wolność czegoś i wolność od czegoś. W czasach anarchii panowała wolność czegoś. Teraz zostałyście obdarzone wolnością od czegoś. Chciałabym, żebyście to doceniały."

Rola podręcznych jest jedna. Mają zostać zapłodnione przez Komendantów i mają urodzić dzieci ich bezpłodnym Żonom.

"Niech będzie błogosławiony owoc - wypowiadam formułę przyjętego wśród nas pozdrowienia. - Niech Bóg otworzy - brzmi właściwa odpowiedź."

Życie kobiety jest nic niewarte, nic nie znaczy. Z tego świata nie ma ucieczki... 

O tym piekle i upodleniu kobiet opowiedziała jedna z Podręcznych, Freda, która pamięta czasy "normalne", przed powstaniem totalitarnego państwa. Wplata wspominki o swoim mężu i córce. Snuje swą opowieść bardzo apatycznie, monotonnie. Słuchając audiobooka, dzięki interpretacji Magdaleny Cieleckiej mamy dokładnie taki odbiór, pogrążamy się niemal w rozpaczy. Niełatwo się tego słuchało i drugi raz wybrałabym słowo pisane.

Zawsze przy tego typu książkach i opowiedzianych w nich historiach niezmiernie doceniam to co mam, rodzinę, dzieci, przyjaciół, znajomych, nasze szczęście. Jest to niewątpliwie ich, tych opowieści, wartość dodana. Można się otrząsnąć i w chwilach zwątpienia pomyśleć - na co ty narzekasz? Ciesz się życiem!

Nie chcę myśleć, że tak kiedyś może być. Nie chcę takiej przyszłości dla moich wnuków, prawnuków. Chcę, żeby zawsze mieli wolną wolę, mogli o sobie decydować, być ludźmi świata bez barier, otwartymi na innych i pełni empatii. Wierzę w to, że tak będzie. Musi być!

Ta książka mnie oblepiła, wryła się w mózg, zdołowała. Ta książka jest mocna, paranoidalna i mam nadzieję, przeogromną nadzieję, że nie prorocza. Nie napiszę, że trzeba ją przeczytać, bo tak nie myślę. Sięgnijcie po powieść na własną odpowiedzialność.

16 lipca 2017

"Tarantula"

Tytuł: "Tarantula"
Autor: Thierry Jonquet
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczył: Tadeusz Markowski
Forma książki: papierowa


fot. Katarzyna Denisiuk

"Thierry Jonquet przedstawiciel nurtu francuskiej literatury noir. Głównym źródłem jego inspiracji są artykuły z codziennych gazet, czyli jak sam autor mówi "barbarzyństwo świata, w którym żyjemy"."
"Sade i Sartre w jednym, czyli historia kata i jego ofiary. Tylko dla dorosłych."

124 strony...

"Tak, był Tarantulą. Jak pająk podstępny i tajemniczy, okrutny i bezlitosny, zachłanny i nienasycony w swoich nieodgadnionych pragnieniach chował się gdzieś i tkał miesiącami luksusową pajęczynę, złotą klatkę, której był strażnikiem, a ty więźniem."

Richard i Ewa, Ewa i Richard. On, znany specjalista chirurgii plastycznej, potrafiący "zmieniać gęby, nosy, wygładzać pomarszczoną skórę staruchów". Ona, piękna kobieta, której żaden mężczyzna nie potrafi się oprzeć. "The Man I love", piosenka, która sprawia, że wokół nich iskrzy. 
Jest jeszcze Viviane i Alex.
I nie potrzeba nikogo więcej, żeby przykuć czytelnika na jakiś czas do fotela. Nie spodziewałam się, że tak niepozorna książka niesie taki emocjonalny ładunek.

Co łączy Richarda i Ewę? Kim jest Viviane? Jaką rolę odegrał Alex?

Ta książka to jak setka wódki bez przepitki, jak drugi zakres tętna a czasami nawet i trzeci. Każdemu, który chciałby i odważy się zagłębić w mroki ludzkiej psychiki i postępowania, nie boi się zmierzyć z rozpaczą i perwersją, bardzo polecam. Crash! Boom! Bang!

PS Na podstawie książki powstał film pt.: "Skóra, w której żyję"

15 lipca 2017

"Najmroczniejszy sekret"

Tytuł: "Najmroczniejszy sekret"
Autor: Alex Marwood
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczył: Rafał Lisowski
Forma książki: ebook


fot Katarzyna Denisiuk


Alex Marwood "kupiła mnie". "Dziewczyny, które zbiły Cloe" oraz "Zabójca z sąsiedztwa" sprawiły, że na każdą kolejną książkę spod Jej pióra będę patrzyła przychylnie. Oczywistym więc było, że sięgnęłam po kolejną.

"Powiedzieli, że Coco zaginęła w nocy. Kłamali." Te dwa krótkie zdania niosą spory ładunek tajemniczości, do tego tytuł "Najmroczniejszy sekret" i pseudonim literacki brytyjskiej dziennikarki i wydaje się, że dostaniemy smaczny, mocny "drink", który będziemy niespiesznie sączyć i który pomału będzie uderzał nam do głowy... Ot, implikacja logiczna. Czy aby na pewno?

Sean Jackson to 62 letni krezus, który dorobił się na deweloperce. Poza tym niezbyt stały w uczuciach, bo żywot swój kończy będąc żonaty po raz czwarty. A żeby było jeszcze ciekawiej, to żona nr 2, 3 i 4 całkiem dobrze się znały. Hmmm i mamy obraz sporego rozmiarów bagienka. Sean miał dzieci. Pięć córek, czyli ogrom istot do kochana. Jednak ze swojej roli jako rodzica wywiązuje się bardzo kiepsko. Bagienko się pogłębia... Sean umiera. Na pogrzebie spotyka się "towarzystwo wzajemnej adoracji", czyli bliscy znajomi, którzy byli świadkami tragedii sprzed 12 lat.
W dniu 50 urodzin Seana, w czasie pieczołowicie przygotowywanego wieczoru znika trzyletnia Coco, jedna z córek bliźniaczek. Była i jej nie ma. Rozpłynęła się jak kamfora...

Akcja książki biegnie dwutorowo. Pomału zagłębiamy się w wydarzenia z przeszłości, poznajemy osoby dramatu i ich wzajemne relacje oraz współcześnie z perspektywy dwóch córek Seana mających różnych matki.

"Tak to już jest z psychopatami, nie? Nie zawsze czają się z nożem w ciemnym zaułku. Większość zabija nas od wewnątrz."

Rzadko się zdarza że niemal wszyscy bohaterowie nie wzbudzają sympatii, są wręcz antypatyczni i nie chcielibyśmy mieć z nimi absolutnie nic wspólnego. Autorka w niesamowity sposób dozowała te negatywne odczucia, sączyły się jak płyn z kroplówki, żeby finalnie mieć jasny obraz i ocenę każdej postaci.
No ale co z tym sekretem? Kto o nim wie? Co jest ukrywane? Czy dowiemy się co się stało z małą Coco? Kto i dlaczego "pomógł" jej zniknąć? Ten najmroczniejszy poznamy, ale jest jeszcze kilka wydarzeń-tajemnic, których wyjaśnienie musimy sobie sami dopowiedzieć.

Świetna psychologiczna powieść, która potrafi zaciekawić od początku do końca, choć akcja nie pędzi, a raczej się snuje, trup nie ściele się gęsto. W mojej ocenie entuzjaści krwawych thrillerów również nie będą się nudzić.

Autorka z zegarmistrzowską precyzją konstruuje całą intrygę. Wwiercamy się w umysły każdej z postaci, dowiadujemy się co jest katalizatorem działań. A najbardziej zadziwiło mnie to, że nasączenie książki tyloma negatywnymi postaciami dało tak pozytywny efekt. Ach i duży plus za wprowadzenie polskiego wątku na karty książki - zawsze to miło jak zagraniczny autor takie smaczki wstawi i mają one pozytywny wydźwięk.

13 lipca 2017

"Papierowa dziewczyna"

Tytuł: "Papierowa dziewczyna"
Autor: Guillaume Musso
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczyła: Joanna Pądzyńska
Forma książki: ebook


fot. Katarzyna Denisiuk


Jedni mówią nuda, drudzy cudowna. Przez tych pierwszych odłożyłam książkę "na kiedyś", drudzy sprawili, że musiałam przekonać się na własnej skórze o co ten cały raban. Jako że twórczość pana Musso bardzo lubię i przeczytane dotychczas książki dostarczyły mi miłej rozrywki, to "Papierowa dziewczyna" wskoczyła na czytnik.
Papierowa i czytnik... Czy to nie brzmi kuriozalnie? ;-)

Gdy widzę nazwisko Musso (Guillaume, nie Valentin), to od razu myślę - na pewno będzie ona i on, na pewno będzie coś nierealnego, z pogranicza magii i ... wiele zamieszania. Tu mnie autor nie zaskoczył.
Tom Boyd jest bardzo popularnym pisarzem, który potrafi pisać każdego dnia, nawet w święta i świetnie mu to wychodzi. Jego dwie książki z trylogii anielskiej okupują listy bestsellerów. Na cudownie rozwijającej się karierze kładzie się cieniem zawód miłosny i będąca konsekwencją pogłębiająca się depresja pisarza. Farmaceutyki nie pomagają, widmo deadline'u na napisanie trzeciej, ostatniej części również nie pomaga. Tom cierpi na syndrom białej kartki. Przypadek sprawia, że bardzo duży nakład książek zostaje źle wydrukowany. Treść zostaje przerwana w połowie zdania na 266 stronie, potem są już tylko białe kartki. Przerwany fragment mówi o Billie, jednej z bohaterek świata wykreowanego przez Toma, która osunęła się i ... zmaterializowała w mieszkaniu Toma. Czy Tom będzie w stanie otrząsnąć się, wziąć się w garść, odnaleźć w sobie utraconą pasję i napisać trzecią część trylogii? Kontynuacja serii i jeszcze jeden warunek, o którym nie napiszę, żeby nie psuć zabawy, mają sprawić, że Billie nie umrze i będzie mogła wrócić na karty powieści.

Tom nie jest osamotniony w swoich działaniach. Ma dwójkę oddanych przyjaciół, którzy cały czas go wspierają, dopingują mu i wiele poświęcą, żeby mu pomóc. Billie również odegra niebagatelną rolę w życiu Toma.

"Lektura to pakt wspaniałomyślności między autorem i czytelnikiem, którzy ufają sobie wzajemnie i wzajemnie na siebie liczą."
"Jedyni warci zachodu przyjaciele to ci, do których można zadzwonić o czwartej rano."
Autor i czytelnik. Naczynia połączone. Jedno jest zależne od drugiego. Osobno nie mają racji bytu. Przyjaźń od najmłodszych lat, grono oddanych ludzi, jako ogromna wartość, którą należy pielęgnować. To są dodatkowe smaczki, które obok "love story" dodają książce wartości.

W mojej ocenie Papierowa nie jest najlepszą książką Musso, ale też nie mogę napisać, że była nudna. Momentami może były lekkie dłużyzny, ale też nie przysypiałam w fotelu.
Koleżanka określiła "Papierową dziewczynę" jako bajkę dla dorosłych i myślę, ze coś w tym jest. Dobro wygrywa, a zło przegrywa. Czy był happy end w życiu bohaterów książki? O tym musicie przekonać się sami.
A ja … lubię bajki.


PS Jeszcze w takcie czytania zastanawiałam się kogo z literackich bohaterów chciałabym spotkać na żywo. Zbyt wielu! Gorzej jakby z książki wyskoczył jakiś seryjny morderca... Uff, dobrze, że to tylko fikcja literacka.

11 lipca 2017

"Zbrodnie w Nickelswalde"

Tytuł: "Zbrodnie w Nickelswalde"
Autor: Agnieszka Bernat
Wydawnictwo: Novae Res
Forma książki: ebook


fot. Katarzyna Denisiuk


Mikoszewo – wieś w Polsce położona w województwie pomorskim na obszarze Żuław Wiślanych, przy samym ujściu Wisły do morza Bałtyckiego. To właśnie w tej małej miejscowości rozgrywa się akcja debiutanckiej powieści Agnieszki Bernat „Zbrodnie w Nickelswalde”. Niezaprzeczalnie lubię książkowy klimat niewielkich społeczności, bo pomimo tego, że wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, to w obliczu kryminalnej zagadki na mieszkańców zostaje spuszczona zasłona milczenia, a droga do jej rozwiązania jest naprawdę kręta.
Jak było tym razem? Czy autorka wciągnęła mnie w swoją historię?

W Mikoszewie punktem centralnym jest ulica Gdańska, poza tym zapuszczony bar, kilka ośrodków wypoczynkowych, dwa sklepy, kościół i cmentarz. Tętniącym życiem uzdrowiskiem tej miejscowości na pewno nazwać nie można. Czas się tam zatrzymał. Entuzjaści fusiastej kawy, ceraty na stołach rodem z PRL będą ukontentowani. Natomiast cała reszta omija mieścinę szerokim łukiem i podąża w kierunku Krynicy Morskiej. I co tutaj, w pogrążonym w marazmie miejscu, może się wydarzyć ciekawego? Miejscowemu policjantowi marzy się jakieś spektakularne zabójstwo, żeby coś się działo. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że te marzenia tak szybko się urzeczywistnią. Pierwsze zwłoki zostają odkryte w małej zatoczce. Ofiarą jest młoda kobieta, turystka Eliza Głowińska. Początkowo wszystko wskazuje na samobójstwo jednak prawda jest inna – ktoś odebrał jej życie. Na tym nie koniec. Giną kolejne osoby wydawałoby się zupełnie nie związane z osobą denatki. W miasteczku wrze jak w kotle. Każdy patrzy na każdego bykiem. Mikoszewiczanin sierżant Dej i komisarz Cybulski z Gdańska mają ręce pełne roboty.

Nie będziemy świadkami dogłębnej pracy śledczej. Autorka nie prowadzi nas po nitce do kłębka, a wręcz ją plącze dodając nowe watki i ślady. Nie główkujemy razem z policjantami, ale za to zostaje nam zaserwowane spektakularne rozwiązanie.

Zakończenie, sposób rozwikłania zagadki i wskazanie winnego było kapitalne. Poirot nie powstydziłby się przenikliwości lokalnej władzy. Dla lubiących porównania – tak, w tym kryminale czuć ducha Agathy Christie.


Jednak mam duży problem z oceną książki, bo z jednej strony nie mam się do czego przyczepić. Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Postaci zostały ukazane w bardzo interesujący sposób, patrząc oczami ich samych jak i osób z otoczenia. A z drugiej zaś czuję, że nie zaiskrzyło między nami. W końcu nie zawsze musi być zachwyt. „Zbrodnie” polecam jako dobrą wakacyjną lekturę. 

9 lipca 2017

"Krawędź wieczności"

Tytuł: "Krawędź wieczności"
Autor: Ken Follett
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczył: Zbigniew A. Królicki, Grzegorz Kołodziejczyk
Forma książki: ebook


Pieniny - Wysoki Wierch
fot. Katarzyna Denisiuk


Dokończenie trylogii Stulecie Kena Folletta poprzez przeczytanie ostatniej części "Krawędź wieczności" musiało chwilę poczekać. Nie codziennie, ba nawet nie w miesiącu, czy kwartale, ma się ochotę zmierzyć z 1136 stronami tekstu (bez obrazków ;-)). Gabaryty i waga książki nie stanowiły problemu, ale szacowany czas przeczytania, tj. 23 godziny i 55 minut jaki pokazywał czytnik budził respekt. Tydzień minął i monumentalną trylogię mam przeczytaną. Było warto? Oczywiście! Przecież nigdy nie chodzi mi o ilość książek jakie czytam, ale o jakość, a ta pozycja była naprawdę bardzo dobra - jak i dwie poprzednie ("Upadek gigantów" 1072 strony i "Zima świata" 1040 stron).

Dość już tej statystyki. W tej części autor zabiera nas do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, Anglii, Rosji, Niemiec i Polski, ale pisze również o Czechosłowacji, Wietnamie, czy Kubie. Opowiada o losach znanych z poprzednich tomów bohaterów, ich dzieci i wnuków w określonych ramach czasowych historii, od roku 1961 do momentu wyboru Baracka Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2008 (poprzednie części trylogii obejmują lata 1912-1961). 47 lat na kartach książki naprawdę robi wrażenie. Jest to genialna powtórka z historii a zarazem wspaniała przygoda. Autor potrafi tak pisać, że przez książkę się płynie, nie znosi na mieliznę i niemal chłonęłam jak gąbka wszystko to co mnie otaczało.
Niektóre wydarzenia zostały opisane w sposób drobiazgowy i dzięki temu razem z bohaterami przeżywałam te chwile. Na przykład stałam w tłumie słuchaczy kiedy brzmiało łamiące serce błaganie o sprawiedliwość, czyli sławne przemówienie pastora Martina Luthera Kinga.

"Mam sen, że pewnego dnia ten naród powstanie i naprawdę zacznie żyć zgodnie z wyznawanymi zasadami (...)
A gdy to nastąpi, gdy pozwolimy zabrzmieć wolności, kiedy pozwolimy jej zabrzmieć w każdej wiosce i przysiółku, w każdym stanie i mieście, będziemy mogli przyspieszyć dzień, w którym wszystkie Boże dzieci, czarne i białe, żydzi i goje, protestanci i katolicy, połączą swoje dłonie (...)"

Opisane zostały również działania władz Niemiec, wzniesienie Muru Berlińskiego a później jego upadek. Byłam wśród tych, którzy przeżywali niewysłowiona radość, gdy po latach rozłąki mogli się spotkać i połączyć z członkami rodziny. Byłam świadkiem walki Europy o demokrację i zniesienie komunizmu, przeczytałam o kryzysie kubańskim, Praskiej Wiośnie, narodzinach Solidarności, wyborze Papieża Polaka, Aferze Watergate i wielu, wielu innych historycznych kamieniach milowych. To nie jest książka do historii, to coś więcej. Bohaterami są osoby będące współpracownikami najważniejszych osób w świecie, głów państw i dlatego mogłam tej historii dotknąć i poczuć ją w osobliwy sposób.
Tym wszystkim znamiennym wydarzeniom towarzyszyły zmiany społeczne - rozwój muzyki rozrywkowej, popularyzacja narkotyków, wolnej miłości, hippisowskiej kultury. Wyskoczyłam z minispódniczki i wskoczyłam w "dzwony".

"Upadek gigantów", "Zima świata", "Krawędź wieczności" to 3248 stron, które niezmiernie ciekawie, momentami pasjonująco opisywały losy pięciu rodzin w niemal całym XX wieku i początku XXI. Poznawałam ich, przeżywałam z nimi, uczestniczyłam w najważniejszych wydarzeniach w ich życiu. Chapeau bas Panie Follett! To była niezapomniana przygoda!

7 lipca 2017

"Ostatnie dziecko"

Tytuł: "Ostatnie dziecko"
Autor: Sebastian Fitzek
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczył: Tomasz Bereziński
Forma: audiobook; czytał Piotr Grabowski


fot. Katarzyna Denisiuk


Uwaga! Jeśli czytałaś/eś "Śmierć ma 143 cm wzrostu", to po "Ostatnie dziecko" nie sięgaj. No chyba, że chcesz tę książkę Fitzek'a przeczytać ponownie, bo to ta sama treść, tylko różne wydania.

Lubimy porównywać pisarzy do siebie i zdarza nam się myśleć: o! nowy King, o! nowa Camilla Läckberg, a pewnie każdy twórca chciałby, aby jego dzieła były niepowtarzalne i były jego znakiem szczególnym. Myślę, że niemieckiemu pisarzowi to się udało. Ma to coś! Jego książki są intrygujące, przedstawione historie pokręcone i trącą paranormalnością (nie, nie, to nie jest kolejny King!).

Adwokat Robert Stern spotyka się z nowym klientem. Nic nadzwyczajnego, jednak zdumienie budzi fakt, iż jest nim 10-letni, nieuleczalnie chory chłopiec, który twierdzi, że zabił i to nie jeden raz, a wielokrotnie. Kto o zdrowych zmysłach dałby wiarę takim deklaracjom? Simon jest dzieckiem, więc jakim cudem mordował jeszcze przed swoimi narodzinami? Nic nie jest takie jak się wydaje. Rozum wariuje. Kolokwialnie mówiąc, ciężko to ogarnąć, a jednak Stern podejmuje się rozwikłania tej zagadki, bo znajduje dowody na to, o czym opowiada mu Simon. Historia chłopca to jedno, a to co zostaje przedstawione panu adwokatowi, a dotyczy śmierci jego nowo narodzonego dziecka przed dziecięciu laty, to drugie... A to jeszcze nie koniec rewelacji...

Książka zaskakuje od pierwszych stron. Akcja pomału się rozwija. Odkrywamy coraz bardziej mroczne sekrety bohaterów, a raczej antybohaterów, dotykamy trudnych a zarazem przerażających procederów by na końcu to, co wydawało nam się kompletnie niemożliwe i będące w naszych oczach tylko wytworem wyobraźni autora przybrało realne kształty. Istny rollercoaster wrażeń. Polecam!


PS Świetny Piotr Grabowski w roli lektora.

1 lipca 2017

Podsumowanie czerwca

Kolejny miesiąc za nami, więc pora na krótkie podsumowanie co się działo na czytniku. 

Niestety coraz mniejszy sens widzę w wybieraniu mojego top 3, gdyż książki dobieram sobie sama, a to sprawia, że z założenia nie sięgam po lekturę słabą, czy odradzaną. Oczywiście zdarzają się "wypadki przy pracy" i coś mnie rozczarowuje.




Jako kontynuację (tj. seria, czyli ci sami główni bohaterowie) przeczytałam Nocnego stalkera, Czarne narcyzy, Zombie, Siostrę burzy. Każda z nich udana i jak będą kolejne, to również po nie sięgnę.
Z kategorii "znani i lubiani" byli Jodi Picoult, Valentin Musso. Jodi - bomba - Valentin tak so-so - mogło być lepiej (Dla usprawiedliwienia przypomnę, że to był debiut. Kolejna książka "Zimne popioły" była świetna)
Z literatury na faktach wysłuchałam dwie genialne książki - Polska odwraca oczy i Wanda
Nowości, obszar nieznany, wielka niewiadoma - Kolejność, Zaklinacz, Zakładnik i Inwazja. Inwazja "do bani", a z autorami pozostałych na pewno jeszcze się spotkam w moim czytelniczym życiu.

Przeczytałam/wysłuchałam w sumie 12 książek. 
Moim top "3" czerwca zostały:
Ups no i z 3 zrobił się top 4.
Do następnego!