Autor: Simon Beckett
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tłumaczył: Sławomir Kędzierski
Forma książki: ebook
fot. Katarzyna Denisiuk |
Postać
doktora Davida Huntera z powieści Simona Becketta ma niewątpliwie
wielu fanów. Przyznaję, jestem jedną z nich. Zaczynając od
"Chemii śmierci", przez "Zapisane w kościach",
"Szepty zmarłych", "Wołanie grobu" śledziłam
poczynania antropologa sądowego, sympatycznego, wyważonego i
błyskotliwego dr Huntera, a Beckett zawsze potrafił mnie zaskoczyć,
przykuwał do fotela i elektryzował opisami z miejsc zbrodni i
prosektorium. Tym razem niestety Hunter się … zmacerował.
Doktor
David Hunter zostaje poproszony o pomoc w wyłowieniu i identyfikacji
zwłok będących w stanie mocno posuniętego rozkładu. Miejscowa
policja w Essex podejrzewa, że jest to ciało zaginionego wiele
miesięcy temu Leo Villiersa, syna bardzo wpływowego przedsiębiorcy,
szarej eminencji. Czy Leo miał romans z mężatką Emmą Derby?
Gdzie jest Emma? Czy Leo popełnił samobójstwo? Dlaczego ojciec Leo
tak bezkompromisowo chce zakończyć śledztwo będące jeszcze w
zalążku? Pytania się mnożą, a odpowiedzi jak na lekarstwo.
Beckett
ma lekkie pióro. Jego książki przyjemnie i szybko się czyta, a
dodatkowo przyprawiają o szybsze bicie serca. Jednak tym razem
miałam wrażenie, że autor działał na pół gwizdka, zabrakło
pary, wszystko było takie bez energii i życia. Skok akcji pod
koniec książki, to trochę za mało. To było jak próba reanimacji
i finalnie „pacjenta”, w moim odczuciu, nie odratowano.
Z
czym będą mi się kojarzyć "Niespokojni zmarli"? Z
wszechogarniającą wodą, która przelewała się niemal przez każdą
stronę powieści. Jeśli autor miał taki zamysł, to zadanie
wykonał śpiewająco. Stworzył ciekawy klimat, skomponował
skomplikowaną zagadkę, jednak tym razem czegoś mi zabrakło.
Historia snuła się jak niemal wyschnięty strumyczek, a po
Beckett'cie spodziewałam się co najmniej górskiego potoku i
siklawy w jednym, bo do tego mnie przyzwyczaił. Jeżeli będą
kolejne książki z Robertem Hunterem, to na pewno sięgnę - nie
łatwo mnie zrazić, jeśli wcześniej skradło się moje serce - a
tę powieść oceniam na +3.
PS Zadziwiło mnie dwukrotnie powtórzone sformułowanie: "brzmią jak pijane labradory". Labradorkę mam, pijana nigdy nie była, więc może dlatego ciężko mi sobie wyobrazić jakie odgłosy wydobywałyby się z jej gardzieli ;-)
Ocena: 3,5/6
PS Zadziwiło mnie dwukrotnie powtórzone sformułowanie: "brzmią jak pijane labradory". Labradorkę mam, pijana nigdy nie była, więc może dlatego ciężko mi sobie wyobrazić jakie odgłosy wydobywałyby się z jej gardzieli ;-)
Ocena: 3,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz